Życzenie Smierci (Więzy Krwi Księga 12)
Amy Blankenship
Ren myślał, że złapał małego złodziejaszka, ale odkrył, że pod warstwami chłopięcych ubrań i brudu kryje się najbardziej pożądana kusicielka, jaką kiedykolwiek widział. Zdając sobie sprawę, że została naznaczona znamieniem demona i wydaje się mieć życzenie śmierci, Ren szybko decyduje, że jedynym sposobem na utrzymanie jej przy życiu jest nie spuszczanie jej z oczu. Jeśli demony byłyby na tyle samobójcze, by myśleć, że chcą mu ją odebrać, on sam spełniłby ich życzenie śmierci.
Wmieszanie się w podziemny złodziejski gang prowadzony przez demony było łatwe... Lacey miała problem z ucieczką, gdy postanowiły ją zabić. Kiedy jej partner ginie tylko po to, by dać jej przewagę, nie pozwala, by jego ofiara poszła na marne i biegnie, jakby goniła ją horda demonów... a tak właśnie jest. Skąd miała wiedzieć, że jej droga ucieczki zaprowadzi ją prosto w sam środek wojny demonów i w ramiona seksownego nieznajomego, który jest potężniejszy niż jej najgorszy koszmar? Ren myślał, że złapał małego złodziejaszka, ale okazało się, że pod warstwami chłopięcych ubrań i brudu kryje się najbardziej pożądana kusicielka, jaką kiedykolwiek widział. Zdając sobie sprawę, że została naznaczona znamieniem demona i wydaje się mieć życzenie śmierci, Ren szybko decyduje, że jedynym sposobem na utrzymanie jej przy życiu jest nie spuszczanie jej z oczu. Jeśli demony byłyby na tyle samobójcze, by myśleć, że chcą mu ją odebrać, on sam spełniłby ich życzenie śmierci.
Życzenie Śmierci
Seria Więzy Krwi Księga 12
Amy Blankenship, RK Melton
Translator: Ewelina Brazewicz
Copyright © 2013 Amy Blankenship
Wydanie drugie opublikowane przez Amy Blankenship
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Rozdział 1
Idąc przez podziemny salon Gypsy, Ren spojrzał na dziewczynę w swoich ramionach, mijając koralikowe zasłony otaczające jej sypialnię.
Główną rzeczą, która przyciągnęła jego wzrok, była cienka warstwa brudu, którą rozmazała po całej twarzy niczym makijaż, by ukryć fakt, że miała gładką, nieskazitelną cerę. Nie mogąc się powstrzymać, Ren pozwolił, by jego spojrzenie powoli powędrowało z powrotem na jej idealne usta, a potem na wachlarz długich ciemnych rzęs, które ocierały się o jej policzki. Potrzeba jednak czegoś więcej niż brud i workowate ubrania, by ukryć przed nim jej delikatność i piękno.
Drażniło go to, że czuł gruby materiał, który tak ciasno owinęła wokół piersi. Nic dziwnego, że tak nagle zemdlała na górze... Wątpił, że mogła normalnie oddychać z tymi wiązaniami tak mocno ściskającymi jej piersi. Po cichu zastanawiał się, czyj to był genialny pomysł, żeby przebrać ją za chłopca... miał nadzieję, że nie jej.
Ren zatrzymał się obok łóżka i pochylił się, by położyć Lacey na miękkim materacu. Miał szczęście, że dziewczyna wybrała akurat ten moment, by otrząsnąć się z martwego omdlenia i obudzić się, próbując z nim walczyć.
Pierwszą rzeczą, na którą Lacey zwróciła uwagę, były silne ramiona, które tak zaborczo ją obejmowały. Od razu jej paranoiczny umysł szczerze uznał, że niebezpieczny demon, przed którym uciekała przez ostatnich kilka tygodni, w końcu ją dopadł.
Jeśli to miał być jej koniec, to do jasnej cholery, nie miała zamiaru poddać się bez walki. Zanim jeszcze mrok zdążył usunąć się z jej wzroku, zaczęła wymierzać ciosy w trzymającego ją potwora.
"Puszczaj mnie ty draniu o czarnym sercu!" krzyknęła Lacey i zaczęła kopać nogami, by wytrącić demona z równowagi.
Ren, zaskoczony jej szybkim przebudzeniem, wyszarpnął okulary przeciwsłoneczne, które zdążyła mu strącić z twarzy, kiedy miał ją w rękach. Sfrustrowany, zacisnął zęby i zrzucił ją bez wdzięku na materac.
Nie zawracając sobie głowy ponownym zakładaniem okularów, Ren stanął na baczność i obserwował, jak odbiła się od materaca raz i w jakichś sposób udało jej się złożyć kolana pod siebie w powietrzu tak, że na nich wylądowała. Ruch był dość szybki jak na człowieka... bardzo imponujący.
Lacey mrugnęła i poczuła przytłaczającą ulgę, gdy jej obraz w końcu się wyklarował i zdała sobie sprawę, że to jedynie ochroniarz Gypsy z ciężką ręką, który chce ją tylko ukołysać. Zmarszczyła się jednak, gdy jej wzrok przyciągnęły jego dziwne oczy. Zajęło jej mniej niż jedno uderzenie serca, by uznać, że kolor jego tęczówek przypominał czystą rtęć z nutą lodowego błękitu wokół krawędzi. O dziwo, odkąd była absolutnie pewna, że nie jest ślepy, dodawały mu seksapilu.
"Och, to tylko ty," wyszeptała z wdzięcznością, po czym mentalnie zadrżała, gdy uniósł dociekliwie swą elegancką brew w jej kierunku.
"A myślałaś, że kto ... demon?" zapytał Ren, i założył z powrotem swoje ciemne okulary. Wciąż był trochę oszołomiony, że tak po prostu spojrzała mu głęboko w oczy i ani się nie speszyła, ani nie wzdrygnęła ze strachu.
Lacey wpatrywała się w niego, usiłując wyprzeć z głowy przerażający obraz starego demona i jego podwładnych. Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i powiedziała z taką porcją sarkazmu, jaką tylko mogła, z sercem wciąż przyspieszającym o milę na minutę: "Nie, nie jesteś żadnym demonem... tylko jakimś dziwadłem, które nie potrafi trzymać rąk z dala ode mnie."
Ren lekko się uśmiechnął, spojrzał na nią i odparł z równą porcją sarkazmu: "Chciałabyś".
"Chciałabym?" Lacey klęczała teraz na materacu.
Wyprostowała ręce wzdłuż boków i zacisnęła je w pięści, zwalczając lekki strach, który wciąż przeszywał jej kręgosłup. Nie miała na to czasu. Jeśli się stąd nie wydostanie, jest duże prawdopodobieństwo, że będzie za późno na ucieczkę, a przecież patrzyła wprost na powód tego opóźnienia.
"Tak... chciałabyś," powtórzył Ren, zastanawiając się, jak taka zadziorna, przebrana za chłopaka dziewczyna mogła wyglądać równie uroczo.
"Powiem ci, czego bym chciała... Chciałabym, żebyś po prostu pozwolił mi dostać to, po co tu przyszłam, żebym szczęśliwie mogła pójść własną drogą" - odparła, unosząc podbródek.
"Skoro o tym mowa... co dokładnie i dla kogo próbowałaś ukraść?", pochylając się nieco bliżej, Ren zażądał odpowiedzi na pytanie, które drążyło dziurę w jego mózgu. Nie podobała mu się wizja, że mogłaby narazić się na niebezpieczeństwo, pracując z demonami, i nie mógł oprzeć się pokusie, by przemówić jej do rozsądku.
Mimo, że nie widziała jego oczu przez te okulary, Lacey czuła jego srebrny wzrok skierowany prosto na nią i musiała pohamować dreszcz. Nie spuszczając z niego czujnego wzroku, cofnęła się, by ustawić łóżko między nimi, ale ku jej zaskoczeniu, on nagle zniknął z pola widzenia.
Kiedy poczuła dwie dłonie trzymające ją za ramiona w momencie, gdy jej lewa ręka zamiast z płaską powierzchnią materaca zetknęła się z powietrzem, nie mogła opanować przerażonego oddechu. Spadłaby z łóżka na podłogę, gdyby nie poruszył się tak szybko.
"A może byś tak została w miejscu na cholerną minutę," powiedział Ren nieco ostrzej niż zamierzał, ale ta dziewczyna musiała się uspokoić, zanim wyrządzi sobie krzywdę.
Oddech Lacey przyspieszył, a jej wzrok błądził po pokoju w poszukiwaniu jakiejś broni. Ku swojej uldze, zauważyła kilka z nich zdobiących ściany i uśmiechnęła się do dziadka, który potrafił myśleć przyszłościowo. Szkoda, że wciąż były poza jej zasięgiem.
Ten człowiek, który trzymał ją za ramiona, poruszał się zbyt szybko, by być człowiekiem... co oznaczało, że był demonem. Jeśli tak było w istocie, to co do cholery jakiś demon robił w tajnym schronie przeciw bombowym jej dziadka i dlaczego była z nim sama?
Powoli mrugnęła i wszystkie myśli o tym, żeby się bronić opuściły ją, kiedy wspomnienie uderzyło ją w twarz... mocno. Dziadek nie żył. Dźwięk przy drzwiach sprawił, że podniosła wzrok i dostrzegła swą kuzynkę Gypsy i tego drugiego, który wyłamał drzwi wejściowe do sklepu dziadka, wchodzących do sypialni.
Ramiona Gypsy opadły, gdy wyraz twarzy Lacey powoli ze smutnego zmienił się w pełen oskarżeń, gdy wpatrywały się w siebie z drugiego końca pokoju.
" Możesz ich stąd zabrać i dać mi chwilę na trzeźwe myślenie?", Lacey poprosiła ze złością, walcząc ze łzami, które wywołały myśli o tym, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego dziadka.
" Nie muszę ci przypominać, że to ty wkradłaś się tu nieproszona," odparł Ren, żałując, że nie ma w pobliżu demona, któremu mógłby zabrać moc czytania w myślach. Oddałby wszystko, żeby wiedzieć, o czym ta dziewczyna teraz myśli. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było to, by miała wystarczająco dużo czasu na wymyślenie jakiejś fałszywej historyjki, zanim będzie mógł wyciągnąć z niej prawdę.
"Ren, proszę... czy ty i Nick możecie dać nam, dziewczynom, trochę prywatności?" Gypsy zapytała delikatnie, współczując Lacey, gdyż sama już wcześniej uporała się z żalem po śmierci ich dziadka... a Lacey dopiero co się o tym dowiedziała.
Ren wpatrywał się w Gypsy przez chwilę, zanim spojrzał z powrotem na dziewczynę, którą wciąż trzymał w ramionach. Zacieśniając uścisk, pochylił się do przodu tak, że jego usta znalazły się zaledwie kilka centymetrów od jej ucha: "Będę niedaleko".
Co prawda Lacey urodziła się w nocy, ale nie urodziła się zeszłej nocy i doskonale rozumiała ukrytą w słowach mężczyzny groźbę.
Gypsy westchnęła i potrząsnęła głową, po czym wyprosiła obu mężczyzn ze swojego pokoju. "Idźcie, myślę, że sama sobie z tym poradzę." Gdy tylko wyszli z części sypialnej, zdmuchnęła z oczu swój ciemny kosmyk włosów, jednak zatrzymali się tuż przy jej salonie, by jeszcze raz na nią spojrzeć.
Marszcząc brwi, spokojnie podeszła do drzwi schronu bombowego i wskazała drogę do wyjścia. "Bez urazy dla któregokolwiek z was, ale nie widziałam mojej kuzynki od ponad roku i myślę, że ma tak samo dużo pytań jak wy... więc wynocha".
Nick położył rękę na ramieniu Rena i delikatnie popchnął go w stronę drzwi. Szybko jednak ją cofnął, kiedy Ren wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju jako pierwszy.
Nick, zanim ruszył za nim, odwrócił głowę i obdarzył Gypsy uspokajającym uśmiechem. "Będziemy tuż obok, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Nie spiesz się."
Ren odwrócił się, by to zakwestionować, ale zabrakło mu słów, gdy zobaczył Lacey stojąca tuż za Gypsy z ironicznym uśmieszkiem na twarzy, jakby właśnie wszystko załatwiła po swojemu. Ten mały bachor doprowadzał go do szału i właściwie to był o krok od całkowitego wyprowadzenia go z równowagi... pozwolił jej jednak rozegrać to tak jak chciała.
Ren, pochylił głowę w dół, by mogła zobaczyć srebro jego oczu i odpłacił uśmiechem za uśmiech, sprawiając, że jej mina nieco zrzedła.
Lacey nie mogła uwierzyć, że odważył się do niej tak uśmiechnąć tak, jakby wiedział coś, czego ona nie wiedziała. Cóż, do diabła z tym. W odwecie wyciągnęła rękę i zatrzasnęła drzwi do schronu bombowego na tyle mocno, że na sekundę przed ich zamknięciem rozległ się bardzo głośny huk.
Zabieraj się stąd, ty seksowny odrzucie z lat osiemdziesiątych," mruknęła, zupełnie nie zauważając, że właśnie dała mu komplement i zniewagę w tym samym zdaniu.
"Dlaczego tak delikatnie," warknął Ren sięgając klamkę, by otworzyć drzwi, ale Nick szybko odtrącił jego rękę.
"Daj spokój, wątpię, żeby była niebezpieczna," stwierdził Nick, próbując uspokoić Rena. "Na wypadek, gdybyś nie zauważył, to raczej nie planuje przejęcia władzy nad światem, raczej jest wystraszona. Poza tym, jest tylko jedno wyjście z tego schronu, a my stoimy tuż przed nim. Zaufaj mi... to tylko dziewczyna i nie stanowi zagrożenia."
"Odwal się!" wybuchnął Ren z irytacją. "Jeśli jest tak cholernie niewinna, to dlaczego ubiera się jak chłopiec i próbuje włamać się do sklepu swojego dziadka w środku nocy. Aha, i nie zapominajmy, że poszła prosto do ukrytego skarbca, w którym do wczoraj znajdowało się mnóstwo bardzo potężnych artefaktów, za które każdy demon oddałby swoje Demoniczne Ostrze, aby tylko dostać je w swoje ręce?
Rozwiąż mi tę zagadkę Robin," zakończył buńczucznie.
Nick uśmiechnął się i powoli potrząsnął głową, "O nie.… przecież jestem Batmanem".
" Wszystko jedno... Robin," powiedział Ren, gdy położył dłoń na drzwiach i zamknął oczy, by móc się skoncentrować.
Zmarszczył brwi, kiedy nagle niezbyt miłe myśli Nicka przemknęły przez jego umysł głośno i wyraźnie. Ren nie mógł na to nic poradzić, więc zaczął cicho protestować przeciwko mocy czytania w myślach, która zawiodła go zaledwie chwilę temu, kiedy mogła się przydać. Gdziekolwiek ten czytający w myślach demon był... musiał w końcu przestać się przemieszczać do diabła.
Gypsy westchnęła na upór Lacey i odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz z kuzynką. Nie zawracała sobie jednak głowy informowaniem jej, że obaj mężczyźni wiedzą, jak otworzyć drzwi, które właśnie zatrzasnęła im przed nosem. Gypsy była pewna, że wkrótce i tak się o tym dowie, jeśli nie przestanie drażnić Rena.
"Co u licha...", powiedziała Gypsy, lecz Lacey niespodziewanie wyciągnęła rękę i czubkami palców dotknęła jej warg, by ją uciszyć.
"Gdzie jest nasz kryształ" - wyszeptała Lacey, po czym zaczęła chodzić po pokoju, przyglądając się licznym kryształom z osobistej kolekcji Gypsy.
Gypsy od razu zorientowała się o co pyta Lacey, uśmiechnęła się i podeszła do swojego biurka, by sięgnąć jasny, rubinowy kryształ kwarcu. Jako małe dziewczynki, często go używały do mówienia o swoich sekretach, których nie chciały, by ktokolwiek inny usłyszał... zwłaszcza dorośli.
Kryształ sam w sobie był ich tajemnicą. Został im podarowany przez dziadka, aby się nim dzieliły. Gdy dorastały, kryształ został odstawiony na bok, bo nie było z niego żadnego pożytku. Gypsy nie rozumiała, dlaczego nadal jest akurat przy niej... Może teraz otrzyma odpowiedź.
Ren przyłożył rękę do drzwi, próbując nasłuchiwać przez grube stalowe płyty. Jego oczy bardzo się zwęziły, gdy głos Gypsy został nagle ucięty w połowie zdania.
Nick stał obok niego z uchem przyciśniętym do zimnej stali. Z trudem, ale wciąż słyszał to samo, co Ren.
Gdy Lacey zapytała Gypsy o kryształ, w pokoju zapadła cisza, Ren zamarł w bezruchu, ale nie usłyszał już nic poza odgłosem ich kroków.
"Co kryształ ma wspólnego z czymkolwiek?" zapytał Nick.
Ren rzucił mu spojrzenie, które w zasadzie kazało mu milczeć, po czym zamknął oczy, by znów się skoncentrować.
Obie dziewczyny usiadły na sofie naprzeciwko siebie, trzymając dość mocno ich kwarc w dłoniach. Lacey ciężko westchnęła i wyszeptała:
"Powiedz wszystko, co mnie ominęło od czasu mojego wyjazdu".
Ren był coraz bardziej sfrustrowany, starając się jednocześnie słuchać i poszerzać zasięg swojego sukkuba. Tylko fragmenty ich rozmowy przedostawały się teraz przez drzwi, niczym zły odbiór radiowy. Nagle zdał sobie sprawę, że jest blokowany przez jakiś rodzaj magii. Otaczające go powietrze na nowo nabrało mocy, a jego zmarszczka pogłębiła się tuż przed tym, jak szyderczo spojrzał na drzwi.
Nick odchylił się od wejścia w zakłopotaniu: " Nie słyszę już ani jednego cholernego słowa".
"Wygląda na to, że Gypsy ma tam coś, co może chronić osobistą ich rozmowę," powiedział Ren przez zaciśnięte zęby. "Używają magii, żebyśmy ich nie mogli usłyszeć".
Nick prychnął na myśl, że wielki zły Ren dał się tak łatwo przechytrzyć, "Chcesz mi powiedzieć, że ty, z całą swoją mocą, nie możesz się przebić przez moc tego kryształu?".
Szczęka Rena napięła się, gdy pociągnął za sobą potęgę kamienia i rozciągnął tarczę tak, że znalazł się wewnątrz jej bariery. "Tego nie powiedziałem. Potrzeba czegoś więcej niż jakieś głupie gierki i podstępne sztuczki małych dziewczynek, żeby mnie powstrzymać." Pochylił się nieco bliżej drzwi i spojrzał na Nicka z ironicznym uśmieszkiem, "Chcesz usłyszeć, co mówią?".
"Byłbym głupi, gdybym nie chciał!" Nick odpowiedział z przebiegłym uśmieszkiem. Był raczej mistrzem w kwestii podsłuchiwania, robił to zawsze bardzo sprawnie. Ren podszedł do niego i położył rękę na ramieniu jaguara, ściskając go trochę za mocno, tak dla zabawy.
Nick skrzywił się na ten mocny chwyt, ale zignorował go, gdy nagle usłyszał głosy kobiet tak wyraźnie, jakby znajdował się z nimi w tym samym pomieszczeniu. Ze zdziwienia uniósł brwi aż do linii włosów.
" Nieźle," wyszeptał z niechęcią.
Gypsy usiadła ze skrzyżowanymi nogami na sofie i opowiedziała Lacey wszystko, co się wydarzyło, zaczynając od śmierci dziadka. Opowiedzenie tej historii nie zajęło jej tak dużo czasu, jak myślała, a gdy zaczynała opowiadać Lacey o Nicku, Renie i całym tym bałaganie z Samuelem, pochyliła się nieco do przodu.
Za drzwiami Nick odetchnął z ogromną satysfakcją, słysząc wyznanie Gypsy, i zerknął w stronę Rena, by sprawdzić, jak on to przyjmuje. Nieco rozczarował się, gdy zobaczył, że drugi mężczyzna jest niewzruszony.
"Zamknij się" - odparł Ren, pragnąc, by Nick przestał myśleć o nim tak głośno.
Nick powstrzymał się od śmiechu tylko dlatego, że chciał usłyszeć, co dzieje się w pokoju. Zanim Gypsy sfinalizowała nadrabianie zaległości, Lacey zaczęła pocierać wolną ręką skroń, jakby bardzo bolała ją głowa.
"Jakim cudem ty wciąż żyjesz po tym wszystkim? A dziadek myślał, że powierzył mi tak niebezpieczne zadanie. Czy jest coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć?" Lacey zapytała z nadzieją, że nie ma nic więcej do powiedzenia.
Gypsy zastanawiała się przez dłuższą chwilę, po czym powoli potrząsnęła głową: "Nie, myślę, że to już chyba wszystko, co najważniejsze."
"To cud, że „Krew Czarownicy” wciąż stoi" - szepnęła Lacey i ścisnęła mocniej dłoń kuzynki, by następnie podnieść ją między nimi. "A ty próbowałaś zastrzelić demona drewnianą kulą" - potrząsnęła głową ze zdumieniem i współczuciem. Odważna i głupia, to były ich wspólne cechy. "Tak się cieszę, że ten Michael miał taką moc, by cię uzdrowić. Umarłabym, gdybym wróciła do domu tylko po to, by znaleźć zarówno ciebie, jak i dziadka... martwych."
"Nic mi nie jest, a ty jesteś teraz w domu. Zostajesz... prawda?" Gypsy zapytała pozwalając nadziei błyszczeć w jej oczach.
Lacey zaczęła mówić nie, ale przerwała, przygryzając dolną wargę, gdy próbowała ogarnąć umysłem to, co powiedziała jej kuzynka. Podnosząc podbródek, zatrzymała swoje spojrzenie na spojrzeniu Gypsy, zastanawiając się, czy właśnie znalazła siatkę bezpieczeństwa, której tak długo szukała. Jeśli dzięki temu demony nie znajdą jej jeszcze przez jakiś czas, to nie zamierzała skarżyć się.
" Poczekaj chwilę... mówiłaś poważnie, że demony nie mogą wejść do tego budynku bez twojego pozwolenia?" zapytała, wiedząc, że gdy coś brzmi zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe... zwykle tak było.
"To prawda," potwierdziła Gypsy z entuzjazmem. "Nawet przetestowaliśmy to zaklęcie, żeby się upewnić, że działa, i cóż... jest genialne." Próbowała powstrzymać się od uśmiechu, gdy przypomniała sobie Nicka i Rena wykurzonych ze sklepu.
"To najsłodsza rzecz, jaką słyszałam od hmmm... około roku," powiedziała zgodnie z prawdą Lacey i poczuła, jak część stresu odpływa z jej ramion i pleców. Może jeżeli zostałaby na miejscu, mogłaby zyskać trochę więcej czasu, zanim stanie przed ponurym żniwiarzem. "I mówisz, że to było jedno z zaklęć, które przez cały ten czas znajdowało się w sejfie?"
Po cichu zastanawiała się, czy pochodziło ono z tej samej księgi zaklęć, która, jak wiedziała, zawierała zaklęcie przeciwdziałające mocy demonicznego znamienia, które teraz nosiła. Rozumiała to tak, że rzucając zaklęcie zniekształcające na jej demoniczne znamię, byłoby niemal niemożliwe, aby ją wytropić. Nie usunęłoby to tego znamienia, ale byłoby to najlepsze rozwiązanie.
Musiała się dowiedzieć, gdzie zabrali tę księgę. Następnym krokiem będzie odnalezienie najpotężniejszego sabatu czarownic w mieście i przekonanie ich, by pomogły jej wykonać zaklęcie. Problem w tym, że ktoś przeniósł tę cholerną księgę.
Gypsy przechyliła głowę na bok z troską, gdy ulga w oczach Lacey zamieniła się w zmartwienie. "Lacey, gdzie byłaś przez ostatni rok? Co się stało, że nie wróciłaś do domu?"
Kiedy Lacey nie odpowiedziała od razu, Gypsy obniżyła wzrok w kierunku ich dłoni, które nadal były połączone wokół kryształu. "Musisz wiedzieć, że dziadek strasznie się martwił, kiedy zniknęłaś. Próbował to przede mną ukryć, ale nie było cię tak długo, że w końcu był przekonany, że już nigdy nie wrócisz..., że stało ci się coś strasznego."
Lacey skrzywiła się, wiedząc, że dziadek był ostatnią osobą odpowiedzialną za kłopoty, w jakich się znalazła. Teraz to wszystko leżało na jej barkach.
Zawsze trzymali Gypsy z dala od całej prawdy, ale teraz, gdy dziadka już nie było, nic nie powstrzymywało jej przed opowiedzeniem przynajmniej części tej tajemnicy. Poza tym, gdy przeszłość ją dopadnie, wtedy przynajmniej Gypsy będzie wiedziała, co naprawdę się z nią stało i może nawet postawi nagrobek obok dziadka na pamiątkę.
Poczuła, jak ogarnia ją spokój, gdy postanowiła wtajemniczyć kuzynkę w pozaszkolne zajęcia rodziny.
"Dziadek zawsze wysyłał cię na aukcje i do bezpiecznych miejsc, żebyś zdobyła artefakty, które chciał do swojej kolekcji lub których potrzebował, żeby zadowolić swoją klientelę. To było twoje zadanie i byłaś w tym bardzo dobra." Uśmiechnęła się czule do swojej kuzynki, zanim dodała: "Ale ja... byłam dobra w czymś zupełnie innym".
"Do czego zmierzasz?" zapytała z grymasem Gypsy. Miała podejrzane przeczucie, że nie spodoba jej się to, co Lacey miała zamiar jej powiedzieć.
Lacey wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, "Dziadek wysyłał cię po rzeczy, które były dostępne i łatwe do zdobycia... wystarczyło zawrzeć kilka transakcji w tajemnicy, z pomocą wysoko cenionego handlarza lub ogromnej ilości gotówki. Mnie natomiast wysyłał po rzeczy, które... nie były tak łatwe do zdobycia."
" Na przykład co?" zapytała Gypsy.
"Jak rzeczy, z którymi ludzie nie chcieli się rozstać" - dodała Lacey i przyglądała się, jak szczęka jej kuzynki opadła ze zdziwienia.
Rozdział 2
"Wysłał cię, żebyś kradła?" Głos Gypsy podniósł się w zdumieniu. "Nie mogę uwierzyć, że dziadek zachęcałby cię do robienia czegoś tak niebezpiecznego".
"Jak myślisz, jak on w ogóle wszedł w ten biznes?" Lacey zapytała z lekkim uśmiechem.
"Słyszałam tylko plotki" - wyszeptała Gypsy bardziej niż trochę zdumiona tym wyznaniem. Na podziemnych aukcjach niektórzy z najwyższych rangą ludzi udzielali jej wskazówek przez ostatnich kilka lat. Ona tylko grzecznie im przytakiwała i uśmiechała się, a potem usuwała plotki z pamięci, nie chcąc zbytnio się nad nimi zastanawiać.
Przyznała z westchnieniem: "Po prostu olewałam to wszystko, myśląc, że się mnie czepiają, bo często dostawałyśmy rzeczy, których inni bardzo pragnęli".
"Mieli pełne prawo być zazdrośni. Dziadek był notorycznym, znanym włamywaczem w czasach swojej największej aktywności i przez te lata udało mu się przejąć w swe ręce wiele cennych przedmiotów," potwierdziła Lacey z dumą w głosie.
"Jego specjalnością były przedmioty nadnaturalne... stare księgi zaklęć, dzienniki, obrazy i różne magiczne przedmioty. Podziemne plotkarskie portale twierdzą, że znalazł Świętego Graala i ukrył go przed człowiekiem, który go wynajął. Szczerze wątpię, by to zrobił, ale to tylko dopełnia mit otaczający dziadka."
Gypsy zmarszczyła brwi, "Jak on pozostał przy życiu przez te wszystkie lata, uganiając się za tak niebezpiecznymi przedmiotami?"
Lacey wzruszyła ramionami, "Kto wie? Dziadek narobił sobie wielu wrogów, zanim wycofał się ze swojej ulubionej działalności. Nikt nie mógł udowodnić, że to on, ponieważ opanował sztukę złodziejstwa do perfekcji. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie ukradł, było urządzenie maskujące, które sprawiało, że był całkowicie niewykrywalny. Jego tarczą ochronną przed większością wrogów, którzy go podejrzewali, był fakt, że wiele z rzeczy, o których sądzili, że mógł je ukraść, było wystarczająco potężnych, by użyć ich przeciwko nim w razie odwetu."
"Urządzenie maskujące," powtórzyła Gypsy z szerokimi oczami. "Jak peleryna niewidka Harry'ego Pottera?"
"Nie wiem... Nigdy nie miałam okazji jej zobaczyć, ponieważ zniknęła zanim jeszcze się urodziłyśmy," odpowiedziała Lacey. "Zgaduję, że ktoś inny był jeszcze lepszym złodziejem niż dziadek".
"Nic dziwnego, że reszta naszej rodziny wyprowadziła się z miasta i ostrzegała nas przed zadawaniem się z dziadkiem. Myślałam, że to tylko dlatego, że zakładali, że jest świrem za wiarę w zjawiska nadprzyrodzone i prowadzenie tego rodzaju sklepu." Gypsy potrząsnęła głową, przypominając sobie wszystkie czasy, kiedy stawała w jego obronie. Jednak nie żałowała tego. Kochała go i tylko to się dla niej liczyło.
"Nie, nie," zaprzeczyła jej Lacey. "Rodzina nie ma pojęcia. On chciał, aby tak właśnie było. Zawsze celowo zachowywał się dziwnie w ich towarzystwie..., żeby przykleili mu etykietkę dziwnego wyrzutka i trzymali się z daleka. Nie chciał narażać żadnego z nich na niebezpieczeństwo, na wypadek, gdyby ktoś chciał go dopaść."
Na ustach Lacey pojawił się smutny grymas, gdy przypomniała sobie, kiedy po raz pierwszy zamieszkała z dziadkiem... właśnie tutaj, w tym sklepie. Jej rodzice zginęli w wyniku nietypowego wypadku, kiedy miała dziewięć lat, a dziadek zjawił się po nią w ciągu kilku godzin. Nie miał pojęcia czy wypadek był prawdziwym wypadkiem, czy nie i wyznał jej tę tajemnicę dopiero po tym, jak dowiedziała się o nim prawdy.
Teoria, że jej rodzice mogli zostać zamordowani z powodu jakiegoś paranormalnego gadżetu, sprawiła, że zapragnęła zemścić się na każdym, kto przechowuje nadprzyrodzone przedmioty, w nadziei, że natknie się na tego, który ich zabił. Mimo, że nigdy nikogo takiego nie znalazła, szybko uzależniła się od tej pracy. Poza tym... pieniądze też nie były złe.
"To był mój pomysł, aby pójść w jego ślady, a on od początku był temu przeciwny" - wspomina. "Ale po pewnym czasie zmęczyłam go tym, że wychodziłam i kradłam na własną rękę. Zadbałam o to, by mnie na tym przyłapał, więc nie miał innego wyjścia, jak tylko wyszkolić mnie, by nie dać się zdemaskować.
To nie był jego pomysł, ale nie pozostawiłam mu innego wyboru. Mógł albo pozwolić mi działać na własną rękę i dać się zabić, albo nauczyć mnie wszystkich swoich sztuczek i liczyć na sukces."
"Rozumiem," Gypsy potrząsnęła głową, gdyż zrobiło jej się żal dziadka. "Biedny dziadzio nie miał szans."
" Cóż... Te ostatnie zadanie jednak przerosło moje możliwości" - wyznała Lacey. "To była moja wina i dziadek nie powinien był się oskarżać. Wiedział, że jestem uparta i zrobił wszystko, co w jego mocy."
"O nie," wyszeptała Gypsy z grymasem. "Nie było cię przez ponad rok. Co dokładnie się z Tobą działo?" Wyciągnęła rękę i dotknęła policzka Lacey opuszkiem kciuka, wycierając tam smugę brudu. "Czy to dlatego jesteś ubrana jak brudny chłopiec i skradasz się? Czyżbyś przed kimś uciekała... albo przed czymś?"
"Obawiam się, że to i to po trochu. Nie powinno mnie tu teraz być, a im mniej wiesz o tym, co się dzieje, tym lepiej." Zerknęła w stronę drzwi, wiedząc, że powinna podążać śladami dziadka i chronić rodzinę, zachowując dystans. "Miałam tu wejść i wyjść bez zwracania na siebie uwagi, ale Twój czujny stróż musiał przyjść i wszystko zepsuć."
Gypsy zauważyła, jak Lacey zaczyna się kręcić spoglądając w stronę drzwi, jakby chciała wyjść. Gypsy szybko powiedziała nie chcąc, by odeszła: "W testamencie dziadka jest zapis o tobie... nigdy nie stracił nadziei, że wrócisz do domu".
Lacey uśmiechnęła się czule: "Zawsze się o nas troszczył".
Gypsy przytaknęła z uznaniem, "Tak było i dlatego w swoim testamencie zostawił ci połowę własności sklepu. '"Krew Czarownicy" jest w połowie twoje, a w połowie moje. Nawet jeśli nie było cię w pobliżu, to i tak kazałem im poprawić akt notarialny dokładnie tak, jak chciał tego dziadek. Jesteśmy teraz partnerami w interesach i możemy prowadzić to miejsce razem, jeśli tylko zostaniesz."
"Nie wiem," wyszeptała Lacey. Jej dni były policzone. Nawet gdyby zdobyła księgę zaklęć i usunęła znak demona... i tak w końcu by ją dopadli i to byłby koniec. Zaczęła cofać rękę z dłoni Gypsy, ale ona trzymała ją mocno. "Nie wiesz, o co prosisz. Jeśli zostanę... to może być niebezpieczne dla nas obu... nie tylko dla mnie."
"Mam teraz bardzo potężnych przyjaciół, którzy mogą ci pomóc... ochronić cię przed kimkolwiek lub czymkolwiek, czego tak bardzo się boisz" - powiedziała Gypsy dumnie. "Po tym co się tutaj działo... jestem trochę twardsza niż pamiętasz i dam sobie z tym radę".
Lacey zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Sklep, który zawsze kochała, był teraz w połowie jej... błogosław duszę dziadka. Zawsze mówił, że przypominała mu jego samego, kiedy był młodszy, i w końcu był z tego dumny, zamiast myśleć, że to coś złego. Oczywiście, pamiętała również jego długie wykłady o tym, że nie powinna dać się zabić. Tak..., gdyby ją teraz widział, pierwszymi słowami z jego ust byłyby "A nie mówiłem?
Gypsy wiedziała, że powoli przekonuje kuzynkę i dodała: "Możesz mi nawet powiedzieć, co chciałaś zabrać z sejfu, a ja wyślę Rena, żeby ci to zwrócił, jeśli dzięki temu poczujesz się bezpieczniej". Była taka samotna, odkąd Lacey zniknęła, a dziadek odszedł. Wierzyła, że Lacey nie żyje i nawet ją opłakiwała. Widząc ją tutaj teraz... ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było stracić ją na nowo.
Myśli Lacey kłębiły się jak szalone. Tak strasznie chciała zostać, ale czy ośmieliłaby się zlekceważyć ścigające ją demony, pozwalając im osłabić swoją czujność? Na domiar złego, jeden z przyjaciół Gypsy był demonem... albo nadczłowiekiem, albo czymś w tym rodzaju. Wszystko to sprawiło, że Lacey stała się nieco roztrzęsiona. Wtedy właśnie coś doszło do niej, co powiedziała Gypsy, sprawiło to, że zaczęła się zastanawiać, a na jej ustach zawitał przebiegły uśmieszek.
"Gypsy," zaczęła refleksyjnie, "powiedziałaś, że zaklęcie, które masz na sklepie... że tylko właściciel może zapraszać ludzi do środka... prawda? Jestem w połowie właścicielem sklepu, więc jeśli powiem komuś, żeby wyszedł... musi wyjść?".
"To prawda, masz prawo mówić, kto może wejść, a kto nie, jeśli nie jest w stu procentach ludzką istotą," potwierdziła Gypsy szybkim skinieniem głowy, po czym westchnęła, gdy Lacey nagle pochyliła się do przodu i mocno ją przytuliła.
"To znaczy, że mogę powiedzieć każdemu, kto mi przeszkadza, żeby sobie poszedł, włącznie z twoim przesadnym ochroniarzem," powiedziała Lacey z chichotem, czując się zdenerwowana, teraz gdy przekonała samą siebie, że najmądrzejszym posunięciem, jakie mogła zrobić, było pozostanie tutaj, gdzie miała wokół siebie tarczę demonów. Może zostałaby pustelniczką albo przynajmniej wiedziałaby, kiedy nadejdzie czas, by stawić czoła swoim demonom.
"Nie, nie pozbywaj się ich" - powiedziała Gypsy i cofnęła się, niemal roześmiana z powodu rozczarowania na twarzy Lacey. "Gdyby nie Ren i Nick, byłabym albo martwa, albo niewolnicą demona, a ty nie miałabyś sklepu, do którego mogłabyś wrócić. Obu im zawdzięczam życie. A jeśli chodzi o Rena, nie możesz użyć przeciwko niemu zaklęcia, które on sam pomógł rzucić na to miejsce." Zamaskowała winny uśmiech, wiedząc, że już raz to zrobiła w imię testowania zaklęcia.
Lacey o mało nie przewróciła oczami, pokiwała jednak głową, by dać kuzynce do zrozumienia, że będzie się zachowywać... najlepiej jak potrafi. "Możesz przynajmniej dochować mojego sekretu? Im mniej ludzi wie o tym, czym się zajmuję, tym lepiej. Szczerze mówiąc, nie powinnam była nawet Tobie o tym mówić. Poza tym, wolałabym raczej dogadywać się z twoim haremem, zamiast z nimi walczyć."
Gypsy już miała odpowiedzieć, gdy usłyszały, jak duże koło przy drzwiach obraca się, sprawiając, że obie dziewczyny podskoczyły z zaskoczenia. Westchnęła ciężko, wiedząc, że chłopcy albo uznali, że czekali odpowiednio długo, albo wszystko słyszeli... wolałaby, żeby to było to pierwsze.
Dziewczyny patrzyły ze zniecierpliwieniem, jak grube stalowe drzwi otworzyły się i do środka wkroczyli Ren, a za nim Nick. Ren wcale nie wyglądał na zadowolonego, podczas gdy Nick miał wyrozumiały wyraz spokojnej twarzy.
"Obawiam się, że na sekrety jest już trochę za późno," stwierdził Ren z satysfakcją. " Słyszeliśmy już wszystko."
Lacey po prostu wpatrywała się w niego, wiedząc, że usłyszeli tylko to, co przed chwilą powiedziała Gypsy a.… to był tylko wierzchołek góry lodowej. Gdyby naprawdę wiedzieli wszystko, już dawno wyrzuciliby ją za drzwi i je za nią zatrzasnęli.
Nick zauważył intensywne spojrzenie, jakim Ren obdarzył Lacey i zastanawiał się, czy ten idiota rzeczywiście zamierza dokopać dziewczynie za bycie złodziejką, o co pierwotnie ją oskarżył. W głębi duszy miał nadzieję, że Ren zrobił coś na tyle głupiego, żeby dziewczyny mogły go w końcu posadzić na tyłku.
Postanowiwszy poczekać i zobaczyć, co dalej nastąpi, Nick podszedł do sofy, na której siedziała Gypsy i obserwował przedstawienie.
Wiedząc, że zostali przyłapani, Gypsy szybko odsunęła rękę od kryształu i skrzywiła się, gdy Ren z rozczarowaniem patrzył na nią. Nie rozumiała, dlaczego, ale przyłapanie jej przez Rena sprawiło, że poczuła się jak dziecko, więc zmarszczyła brwi, usiadłszy na poduszce, by zbliżyć się do Nicka.
"W zwykłych okolicznościach kryształ chroniący prywatność mógł sprawdzić się w przypadku twojego dziadka i innych krewnych..., ale ja nie jestem człowiekiem," poinformował Ren, ale jego słowa były skierowane do Lacey. "I po tym, co właśnie usłyszałem, myślę, że trzymanie tajemnic nie jest najlepszym pomysłem... w rzeczywistości jest bardzo złym pomysłem, a ty," dodał wbijając w Lacey twarde spojrzenie, "nie opowiedziałaś jej nawet połowy historii."
Lacey zacisnęła wargi i rzuciła mu swoje najbardziej wyzywające spojrzenie: "Nikt nie kazał ci podsłuchiwać, ty mały draniu".
Ren gwałtownie uniósł się nad Lacey, spoglądając na nią w dół swoimi intensywnie srebrnymi oczami z okularami przeciwsłonecznymi w zaciśniętej dłoni. Jak śmiała nazwać go małym, był dwa razy większy od niej.
Kiedy Ren przyłożył obie dłonie na oparcie kanapy, dociskając Lacey do poduszek, Gypsy natychmiast poderwała się z miejsca i stanęła za Nickiem.
"Zacznij mówić," rozkazał Ren szorstkim głosem, mając nadzieję, że zastraszenie jest kluczem do uzyskania szczegółów, których chciał.
Teraz, gdy Gypsy stała za nim i nie mogła widzieć jego wyrazu twarzy, na ustach Nicka pojawił się szeroki uśmiech. Zrobił krok do tyłu, zbliżając tym samym swoje ciało do jej ciała, dając jej po cichu do zrozumienia, że będzie ją chronił przed wielkim złym, wymykającym się spod kontroli Renem. Przecież to nie była jego wina, że przez Rena wychodził na dobrego faceta.
Lacey spojrzała na Rena z równą dzikością i wysunęła coś z kieszeni, trzymając to w dłoni tak, by nikt tego nie zauważył. Czując cienki, ciepły metal na swojej skórze, zaskoczyła wszystkich, kiedy mocno uderzyła dłonią w tors Rena i z łatwością odsunęła go od siebie.
" Odsuń się," powiedziała spokojnie.
Ren poczuł, że coś jakby żądliło go przez koszulę i rzeczywiście zrobił niechętnie krok do tyłu. Jego wargi zacisnęły się, wiedząc, że trzyma w dłoni pewien rodzaj zaczarowanego medalionu i jednym szybkim ruchem wyszarpnął go od niej. Gdy ten natychmiast poparzył mu dłoń, rzucił go na drugą stronę pokoju.
" Daruj sobie te dziecinne zabawki" - warknął, jednocześnie pragnąc, by jego ręka przestała szczypać. Cokolwiek to było... nie lubiło go zbytnio i to uczucie było odwzajemnione.
" Nic nie muszę ci tłumaczyć," powiedziała Lacey podnosząc się na równe nogi i zachowując spokojny, pozbawiony pośpiechu głos.
Fakt, że medalion tak dobrze na niego zadziałał dał jej znać, że jest naprawdę władczy. Medalion reagował tylko na potęgę i zazwyczaj nie działał na słabe demony, ponieważ nie miały wystarczającej ilości mocy. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się, że zadziała na niego... to była jedyna rzecz, którą miała w zasięgu ręki.
"Może i jestem tylko człowiekiem, ale lepiej nie lekceważ mnie." Lacey głośno zaczerpnęła powietrza, gdy Ren zrobił zagrażający krok w jej stronę. "Nawet cię nie znam," poinformowała go z uniesioną brwią.
Ren z irytacją przeciągnął dłonią po grzywce i po cichu liczył do dziesięciu... Choć to akurat nie pomagało.
Ignorując Rena, Lacey skierowała swój wzrok na Gypsy. "Zamierzam pozbyć się tych chłopięcych łachów i wziąć prysznic. Czy dziadek zachował trochę moich ubrań?".
Gypsy przytaknęła uznając, że Lacey miała więcej jaj niż pamiętała, choć jej kuzynka nigdy tak naprawdę nie była popychadłem. "Są spakowane w kufrze w szafie."
Lacey uśmiechnęła się z wdzięcznością, "Dobrze, zobaczymy się za kilka minut. A ty," kontynuowała, posyłając kolejne spojrzenie na Rena i odpłacając mu za to, jak ją potraktował zaledwie kilka minut temu, "nawet nie myśl o podglądaniu."
" Wyglądasz jak mały, brudny szczur uliczny", powiedział Ren z obelgą i skrzyżował ręce na piersiach, patrząc na nią.
Lacey roześmiała się, stwierdzając, że skoro nie może go pokonać w grze w obrażanie, to będzie się z nim bawić, "Oboje wiemy, że tego chcesz."
"Myślę, że widzisz to zupełnie inaczej niż ja", powiedział Ren, spoglądając na nią. "To ty jesteś znana z wyłamywania zamka i wślizgiwania się tam, gdzie jesteś nieproszona."
Poddając się, Lacey rzuciła w niego wyciszającym kryształem, który wciąż trzymała w dłoni i odeszła pod prysznic, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ren mimowolnie uśmiechnął się, gdy złapał kryształ w locie i zręcznie schował drobiazg do kieszeni... nie będą już więcej używać tej małej magii.
"Zapomniała ubrań" - zauważył Nick, spoglądając w stronę szafy.
Niespełna sekundę po tym, drzwi otworzyły się ponownie. Lacey wpadła do środka, mrucząc pod nosem, że potrzebuje strefy wolnej od testosteronu. Poszła prosto do szafy i wyjęła kufer przed siebie.
Gypsy lekko uniosła brew i broniła się przed wybuchem śmiechu, gdy Lacey ciągnęła za sobą ciężki kufer i znowu trzasnęła drzwiami łazienki, nie oglądając się nawet raz w ich stronę.
W momencie, gdy wszyscy usłyszeli, jak uruchamia się prysznic, śmiech Gipsy wypełnił cały pokój. To będzie niezła gratka mieć z powrotem swoją kuzynkę. Jakby nie było... dziewczyna była zabawna i była jej najlepszą przyjaciółką, odkąd tylko sięgała pamięcią.
"Nie rozumiem, dlaczego jesteś taka rozbawiona," wymamrotał Ren i wyszedł z mieszkania, tupiąc nogami przez niemal całe schody. Nie miał pojęcia, jak do cholery mógł być tak zdenerwowany i jednocześnie podniecony.
Nick prychnął i spojrzał na Gypsy: " Uważam, że po prostu ze sobą flirtowali."
Gypsy przytaknęła, podobał jej się ten pomysł. Może to byłby kolejny powód, dla którego Lacey chciałaby zostać. "Cóż, jeśli ma kłopoty... a podejrzewam, że ma, to kto lepiej ją ochroni niż Ren?" - powiedziała z uśmiechem.
Nick nie wiedział, czy ma być zazdrosny, że Ren jest lepszym obrońcą niż on, czy też cieszyć się, że Gypsy nie ma nic przeciwko temu, że Ren i Lacey mają do siebie dziwny pociąg. Zastanawiał się nad tym przez chwilę, po czym zrezygnował... przyznając po cichu, że Ren był większy, silniejszy i o wiele potężniejszy. Szkoda, że jego wadą było to, że brakowało mu kilku komórek mózgowych.
Ren usłyszał pęknięcie Nicka, ale zignorował to, co insynuował. Flirtowanie... Nie było mowy, żeby kiedykolwiek pomyślał o tym, że pociąga go ten bachor. Była sarkastyczna, przebiegła i była złodziejką... wszystkie minusy na jego liście. Wszedł po schodach do ogromnego magazynu i zaczął krążyć w tę i z powrotem.
"Właściwie kazała mi... MI nie podglądać," warknął szorstkim szeptem.
Rozdział 3
Lacey westchnęła, gdy gorąca woda rozpylała się po jej ciele i rozkoszowała się uczuciem, że wreszcie jest całkowicie wolna od krępujących ją wiązań, które miała owinięte wokół piersi, by upodobnić się do nastoletniego chłopca. Od razu wiedziała, że powinna je spalić.
Chwyciła myjkę zawieszoną na kranie przy wannie i zwiększyła nieco temperaturę. Odkąd tylko musiała uciekać przed Vincentem i hordą demonów, które ją ścigały, relaks był dla niej luksusem, z którego nie mogła korzystać.
Vincent... nawet samo imię wywoływało w niej poczucie winy. Poznała go kilka dni po tym, jak dostała plan ogromnego muzeum, do którego wysłał ją dziadek. Tak się złożyło, że oboje byli wysłani przez różnych ludzi, aby ukraść ten sam artefakt.
Na to dość zabawne wspomnienie wyrazu twarzy Vincenta, gdy przyłapał ją na włamywaniu się do tego samego sekretnego pokoju, do którego on miał się włamać, lekko zadrżały jej wargi. Gdyby próbowali się kłócić o to, które z nich dotarło tam pierwsze i komu należą się łupy, zaalarmowaliby silnie uzbrojonych strażników, którzy znajdowali się w głębi korytarza i zostaliby przyłapani, albo co gorsza... zastrzeleni.
Wpatrując się w siebie nawzajem, potrzebowali około trzydziestu sekund, by dojść do wspólnej decyzji o współpracy w celu zdobycia tego przedmiotu. Myśląc o tym teraz, zdała sobie sprawę, że dla Vincenta i tak wszystko by pasowało... Zgodził się na współpracę, bo po prostu tego chciał.
Kiedy bezpieczni oddalili się już od muzeum, nagle zostali otoczeni przez pięć czarnookich demonów cienia, które zajęły się opętaniem lokalnych stróżów prawa.
Stojąc w blasku świateł radiowozów z podniesionymi rękami i pięcioma zestawami broni wycelowanymi prosto w nich, pomyślała, że na pewno nie wyjdą stamtąd żywi. Tak było do czasu, gdy Vincent wręczył jednemu z nich skradziony artefakt, a w zamian otrzymał ogromną teczkę z pieniędzmi.
Potem Vincent zaproponował, że podzieli się z nią i poprosił, by weszła z nim w interes. Nie myśląc o konsekwencjach, zgodziła się na współpracę, decydując, że może zdobyć jeszcze więcej rzeczy dla swojego dziadka, wykorzystując powiązania Vincenta z tymi nowymi, agresywnymi kolekcjonerami.
Była podekscytowana tym, że w końcu ma partnera i przekonała się, że potrafi być tak samo przebiegły jak ona. Nie przeszkadzało jej też, że był seksowny jak diabli i miał brytyjski akcent, który sprawiał, że każde jego zdanie brzmiało, jakby z nią flirtował.
Lacey potrząsnęła głową nad swoim naiwnym myśleniem, myjąc włosy szamponem. Zgodziła się na ten układ zarówno z chciwości, jak i dlatego, że Vincent był cholernie seksowny... jej jedyne dwie słabości.
Po upojnej nocy i większości następnego dnia gorącego jak diabli seksu bez zobowiązań, Vincent opowiedział jej co nieco o podziemnym kręgu, do którego należał. Nie zajęło jej dużo czasu, by zorientować się, że bycie jego partnerką oznacza, że jest również partnerką całej sieci potężnych demonów.
Dzięki dziadkowi nie była całkowicie pozbawiona wiedzy o demonach, ale to nie znaczyło, że kiedykolwiek z którymś będzie tańczyć. Chociaż świadomość tego, w co się pakuje, denerwowała ją, zignorowała szósty zmysł i cieszyła się na dreszczyk emocji, jaki oferował jej Vincent.
Tego wieczoru, zabrał ją na spotkanie z mistrzem demonów podziemnego pierścienia... starym człowiekiem, który wyglądał na sto dziesięć lat i nazywał się Mistrz, co wtedy wydało jej się nieco zabawne.
Kiedy stary demon chłodno odrzucił jej zaproszenie do podziemnego złodziejskiego kręgu i próbował zabić ją na miejscu, straciła poczucie humoru. Gdyby nie to, że Vincent stanął przed nią i zabrał kulę przeznaczoną na jej głowę, byłaby teraz martwa. Pomyślała, że Vincent nie żyje, gdy szarpnął się i jęknął, jak kula wbiła się w niego, rozlewając strugi krwi po jej twarzy.
Wtedy po raz pierwszy dotarło do niej, że Vincenta nie da się zabić... bez względu na to, jak bardzo by go krzywdzono. Wygrzebał kulę ze swojego ramienia, równocześnie spierając się z czarnookim demonem w jej imieniu, mówiąc, że od lat chciał mieć partnera i że to on ją wybrał.
Vincent był ulubionym złodziejem Mistrza, niechętnie więc zaakceptował jego wybór, zgodził się tylko pod warunkiem, że będzie mógł uznać ją za swoją podwładną, co dawało mu prawo do zabicia jej, jeśli kiedykolwiek wymknie się spod kontroli lub spróbuje opuścić grupę.
Vincent spokojnie spojrzał na Lacey przez swoje krwawiące ramię i powiedział: "Albo to, albo nigdy nie pozwoli ci wyjść stąd żywą. Czy zgadzasz się na ten układ?"
Została nauczona przez dziadka, by nigdy nie zawierać umowy z demonem, ale nie była na tyle głupia, by nie zgodzić się z tym, który stał przed nią. Kiedy spojrzała w jego zimne, czarne oczy, wiedziała, że jest w stanie zabić ją i zapomnieć o niej w tej samej sekundzie.
Gdy tylko opuścili ogromną posiadłość Mistrza, odwróciła się w stronę Vincenta, myśląc, że on również jest demonem... albo przynajmniej pół-rasą i nie ostrzegł jej. Szybko poinformowała przystojnego dupka, że jest mu wdzięczna za uratowanie jej życia, ale ma zasadę, że nie sypia z demonami.
Vincent spokojnie chwycił ją za ramiona i poprosił, by przyjrzała się uważnie krwi plamiącej jego koszulę... była czerwona. Gdyby był demonem, byłaby czarna. Kiedy już się uspokoiła, zaczął wyjaśniać jej swoje... niezwykłe uwarunkowania. Poinformował ją, że był w pełni człowiekiem w każdym znaczeniu tego słowa, ale gdzieś po drodze został przeklęty przez anioły.
Nie była pewna, co miał na myśli mówiąc o aniołach, ponieważ nie chciał tego wyjaśnić, ale najważniejsze było to, że Vincent po prostu nie mógł umrzeć. Poprawka... mógł umrzeć, ale zazwyczaj nie pozostawał martwy na długo. Nawet rozpiął koszulę, pozwalając jej zobaczyć, że rana po kuli przestała już krwawić i goiła się w szybkim tempie.
Lacey z czasem wczuła się w jego sytuację, rozumiała, że żył już tak długo, aż stał się znudzony, nieustraszony, samotny... i bardzo zły, że wciąż jest żywym człowiekiem, podczas gdy wszyscy, na których mu zależało, byli martwi.
Ona i Vincent zawarli kilka aktów porozumienia odnoszących się do ich partnerstwa i przyjaźni. Pierwszą z nich było to, że nie będzie próbowała uciekać, bo choć on nie mógł umrzeć, Vincent był pewien, że mogła i że zrobiłaby to, gdyby Mistrz ją dogonił. Drugą umową było to, że będą kontynuować swój związek bez zobowiązań, który szalenie jej się podobał.
Nie chodziło o to, że go nie kochała... kochała. Ale bardziej jako najlepszego przyjaciela, co było dla niej plusem, ponieważ twierdził, że stracił zdolność odwzajemniania uczuć wieki temu. Dla niego zakochanie się w kimś doprowadziłoby jedynie do cierpienia, gdy patrzył, jak ta osoba starzeje się i umiera... opuszczając go. Doskonale to rozumiała.
To właśnie podczas współpracy z Vincentem poznała kilka prawd o największym złodzieju tamtych czasów... jej dziadku. Znany był jako Kameleon i nigdy nie podawał innego imienia. Ponadto był tak dobry w sztuce oszustwa, że nigdy nie zawalił żadnej misji, do której został wynajęty... i bez wątpienia każdej, którą podjął w tajemnicy.
Opisując go jako mistrza przebrania i fakt, że posługiwał się pseudonimem Kameleon, od razu wiedziała, że chodzi o dziadka, choć nigdy nie podzieliła się tą informacją z nikim, nawet z Vincentem. Najpopularniejszą teorią było to, że był człowiekiem zmiennokształtnym, co w jej opinii było najbliższe prawdy, ponieważ nikt nie wiedział, że dziadek miał urządzenie maskujące.
Świat demonów ciągle próbował go odnaleźć, jednak wielu wierzyło, że dziadek nie przeżył. Po ostatnim zadaniu, jakim była kradzież orbitala duszy od pierworodnego, natychmiast zniknął, zabierając ze sobą ornament. Nikt nie był w stanie go zlokalizować od tego czasu... a szukali na pewno, Lacey nie miała co do tego wątpliwości. Nie wiedzieli jednak, że orbital duszy, o którym mowa, znajduje się w betonowym sejfie w centrum Los Angeles, otoczony oddziałem demonów.
Z tego powodu Lacey wiedziała, że niebezpiecznie byłoby kontaktować się z kimkolwiek z jej rodziny, bojąc się, że demony znajdą jej dziadka. Wiedziała również, że lepiej nie kontaktować się z nim osobiście. Nie zrozumiałby i prawdopodobnie przyszedłby po nią, z pewnością dając się przy tym zabić.
Milczała przez ponad rok, nie mówiąc ani słowa o miejscu jego pobytu, podczas gdy ona coraz bardziej angażowała się w działalność złodziejskiej szajki. Gdy tylko zauważyła, że nie jest już tak bacznie obserwowana, zaczęła planować swoją wielką ucieczkę. Ostrzegła nawet Vincenta, że zamierza to zrobić przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Przypomniał jej o znamieniu, które Mistrz odcisnął na jej ramieniu, lecz ona wciąż szukała sposobu, by go usunąć. Zapewniła Vincenta, że jej następnym celem będzie włamanie się do pewnego sejfu, w którym, jak wiedziała, znajduje się księga zaklęć mogąca pomóc jej w walce z demonicznym znamieniem... Nie powiedziała mu tylko, że to sejf jej dziadka. Vincent nawet nie wiedział, że miała dziadka.
Dwie ostatnie misje, na które zostali wysłani, były tak niebezpieczne, że za każdym razem niewiele brakowało, by zginęła, i tak właśnie by się stało, gdyby Vincenta tam nie było, by przejąć obrażenia za nią. Poddał się, by mogła uciec. Obydwa razy został brutalnie zabity, a jego ciało porzucone, tylko po to, by po przebudzeniu wrócić do zdrowia.
W końcu zgodził się, że to staje się zbyt niebezpieczne dla niej, by pozostawać w pobliżu, Vincent zaoferował jej pomoc w ucieczce. Tak się złożyło, że następna misja zaprowadziła ich z powrotem do tego samego muzeum, w którym spotkali się po raz pierwszy. Zadanie polegało na kradzieży urządzenia, które po uruchomieniu miało obezwładniać wszystkie demony znajdujące się w promieniu stu jardów od niego. Idealnie.
Plan zakładał, że tylko jedno z nich powróci z tego zadania. Mieli nadzieję, że gdy Vincent przekaże urządzenie Mistrzowi, demon będzie bardziej skupiony właśnie na nim, ponieważ było ewidentnie bronią przeciwko jego rodzajowi i nie zaatakuje jej od razu, dając jej czas na dotarcie do zaklęcia, którego potrzebowała, by przeciwdziałać piętnu, jakie nałożył na nią Mistrz.
Z łatwością ukradli przedmiot, który dla niej wyglądał jak dziesięcioboczna metalowa kostka Rubika, pokryta złotymi symbolami zamiast kolorami. Kiedy tam byli, znokautowali strażników i ukradli ich broń. Vincent odwrócił się do niej i powiedział krótko: "żegnaj przyjacielu", dając jej przy tym szybki pocałunek w policzek.
Problem pojawił się, gdy przy wyjściu z muzeum zastali Mistrza i hordę demonów czekających na nich. Mistrz roześmiał się, mówiąc, że znak, który jej dał, ostrzegł go przed tym, co planowała... nawet co do faktu, że była wnuczką Kameleona i biegła prosto tam, gdzie znajdował się cały sejf przedmiotów, którymi był teraz zainteresowany... wliczając w to orbital duszy. Mistrz skinął głową Vincentowi, dziękując mu za utrzymanie jej w rozproszeniu i nieświadomości prawdziwej mocy znaku.
Spojrzała na Vincenta z wyrzutem, po czym wyrwała mu urządzenie z ręki modląc się, że wie co robi, gdy zaczęła je szybko obracać. Miała obsesję na punkcie obrazu Sześcianu, zanim przybyła do muzeum, by go ukraść i wykorzystała to wspomnienie, by szybko połączyć ze sobą symbole.
Jeden po drugim, demony zaczęły padać w agonalnym bólu, ale nie Mistrz... nie, ten skurwiel zaczął iść prosto w jej stronę z wściekłym błyskiem w oczach.
Wtedy Vincent się poruszył. Nie zauważyła, że wyjął starożytne ostrze z tego samego ukrytego skarbca, w którym znajdował się sześcian, ale miał je w dłoni i przyłożył do gardła demona. W równie szybkim ruchu, demon przebił swą rękę przez klatkę piersiową Vincenta i wyszedł mu zza pleców.
"Uciekaj," mruknął Vincent krótko przed tym, jak jego oczy zamknęły się, a głowa demona upadła na ziemię obok niego.
Wszystkie pozostałe demony patrzyły na nią z leżącej na brzuchu pozycji, położyła więc Sześcian u swych stóp i zrobiła dokładnie to, co kazał jej Vincent... zaczęła gnać jak diabli.
Nie miała pojęcia, czy Mistrz powiedział komukolwiek to, co o niej wiedział i modliła się, by ten chciwy sukinsyn nie podzielił się jej sekretami w obawie, że inny demon prześcignie go w zdobyciu legendarnego orbitala duszy. Jej myśli wciąż powracały do Vincenta, zastanawiając się, czy nic mu nie jest, czy nie był torturowany za rolę, jaką odegrał w jej ucieczce.
Nie mogli go przecież permanentnie zabić, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że jest wiele gorszych rzeczy niż śmierć... jedną z nich jest bycie brutalnie zabijanym raz za razem. Zerknęła z powrotem na swoje znamię, wiedząc, że musi zdobyć owe zaklęcie i zneutralizować znak, aby poświęcenie Vincenta nie poszło na marne. Kiedy na nowo nabrała sił, zmyła z twarzy gorącą wodą prysznica czyste łzy.
W tym samym czasie na piętrze Ren gwałtownie przerwał chodzenie w kółko i spojrzał prosto w dół, kiedy usłyszał pompowanie wody przez system. Na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek, gdy zdał sobie sprawę, że stoi bezpośrednio nad łazienką, w której była Lacey. Jego wzrok podążył za dźwiękiem w kierunku ściany, gdzie rury, które przepompowywały wodę przez wszystkie pomieszczenia, schodziły na dół do podłogi i do schronu przeciw bombowego.
Była pod prysznicem już wystarczająco długo, więc postanowił ponowić próbę podsłuchiwania.
Podszedł więc bliżej rur, kładąc dłoń na tej odpowiedniej i zamknął oczy, koncentrując się na wskaźniku temperatury podgrzewacza wody. Kiedy pod jego palcami na mosiężnej rurze pojawił się szron, na jego ustach zagościł satysfakcjonujący uśmiech. Przeraźliwy krzyk, który rozbrzmiał w schronie bombowym, sprawił, że wszyscy poza Renem podskoczyli z zaskoczenia.
Okazało się, że gorąca woda pod prysznicem w mniej niż sekundę zmieniła się w lodowato zimną, co sprawiło, że Lacey wybiegła spod strumienia wody. Wtedy poślizgnęła się na gładkiej powierzchni wanny i upadła, zabierając ze sobą prawie całą zasłonę prysznicową.
"Lacey!" zawołała zmartwiona Gypsy.
Lacey wyplątała się z zasłony i odepchnęła ją na bok, wdzięczna, że jej nie zerwała.
"Nic mi nie jest", krzyknęła Lacey, patrząc na głowicę prysznica. "Potrzebujesz nowego podgrzewacza... to cholerstwo zmieniło wodę z gorącej na arktycznie zimną w mniej niż sekundę."
Gypsy zastanawiała się po drugiej stronie drzwi, co mogło spowodować, tak nagłą zmianę temperatury wody. Wcześniej brała godzinny prysznic i wszystko było w porządku.
" Sprawdzę Rena," pomyślała Gypsy przechodząc obok zamkniętych drzwi. "On ma zdolność manipulowania maszynami i sprawia, że są tak samo sprawne, jak wtedy, zanim przestały działać".
Lacey odwróciła głowę i wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w drzwi słuchając tłumaczenia Gypsy i natychmiast zrozumiała, co się stało.
"To oznacza wojnę," wysyczała pod nosem, po czym, nie mając wyboru, cofnęła się do chłodnego strumienia, by spłukać resztki mydła z włosów.
Ren był na górze, siedział na podłodze, plecami do ściany, z uśmiechem na twarzy. Chwilę później usłyszał kroki i gdy zobaczył Nicka, nawet nie starał się ukryć swego zadowolenia.
"Wiedziałem," Nick wykrzyknął głośnym szeptem. "Ale muszę przyznać... to było naprawdę dobre".
Ren poklepał zimną rurę przy ścianie, " Zdarzają mi się dobre chwile."
Nick przeczesał ręką włosy, "Uważałbym przy niej... Gypsy właśnie jej powiedziała, że masz sposób na maszyny."
Uśmiech Rena znacznie się poszerzył, "Cóż, czy to nie cholerna szkoda?"
" Zbyt dobrze się bawisz," skrytykował go Nick.
"Oczywiście, jak najbardziej," zgodził się Ren. "A teraz wracajmy na dół i zobaczmy, czy uda mi się ustalić, co jest nie tak z kiepskim podgrzewaczem wody Gypsy".
Nick prychnął i potrząsnął głową, gdy Ren wrócił do bunkra. Cieszył go fakt, że cała uwaga Rena skupiała się teraz na Lacey, a nie na Gypsy.
Ren wszedł do salonu akurat wtedy, gdy prysznic przestał działać. Zerknął na Gypsy, która siedziała na sofie z grymasem na twarzy.
" Coś nie tak?" zapytał niewinnie Ren.
"Mój podgrzewacz wody nagle przestał działać," wyjaśniła Gypsy i spojrzała na drzwi łazienki. "Lacey powiedziała, że woda nagle stała się lodowato zimna, tak po prostu," i pstryknęła palcami.
"To musiało być do bani" - powiedział Ren, sprawiając, że Nick musiał się odwrócić, żeby Gypsy nie zobaczyła jego szerokiego uśmiechu.
Lacey wyszła spod prysznica i szybko się wysuszyła, cała drżała. Owijając ręcznik wokół siebie, podeszła do lustra nad umywalką i zdała sobie sprawę, że wygląda i czuje się lepiej, teraz gdy nie ukrywała się już pod warstwą brudu i ubrań, które były o wiele za duże.
Chwyciła szczotkę Gypsy i zaczęła przeczesywać swe długie, ciemne włosy. Nie przerywając rozczesywanie, otworzyła duży kufer... i uśmiechnęła się, gdy zobaczyła wszystkie swoje ubrania, które po sobie zostawiła. Walczyła z chęcią sięgnięcia do środka i wyrzucenia wszystkiego w powietrze tylko po to, by móc się w tym tarzać po podłodze. Własne rzeczy... tęskniła za nimi.
Sięgając do środka, wyjęła jasnofioletową sukienkę i parę czarnych sandałów, po czym położyła je na skrzyni wraz z dopasowaną bielizną. Odwróciwszy się do lustra, skończyła czesanie i odłożyła szczotkę na zlew. Następnie nałożyła szybki makijaż kosmetykami należącymi do Gypsy i wysuszyła włosy.
Zerknęła w lustro po raz kolejny i zaniemówiła, gdy zamiast własnego odbicia zobaczyła jedwabiście czarne, jakby wpatrujące się w nią znamię, które przecież znajdowało się na jej ramieniu. Prawdziwy krzyk przerażenia wypełnił jej usta, gdy atramentowa ciemność sięgała przez lustro w jej stronę.
Lacey odruchowo cofnęła się i prawie potknęła o kufer, starając się pozostać poza zasięgiem cienia. Jej plecy uderzyły o ścianę łazienki, gdy zbyt długie ramiona nadal sięgały w jej stronę, a usta poruszały się w rytm, który, jak mogła stwierdzić, był jakimś rodzajem śpiewu.
Podskoczyła, gdy nagle drzwi do łazienki wleciały do środka a Ren stał w progu z Gypsy bezpośrednio za nim. Lacey spojrzała na lustro i chciała krzyknąć z frustracji, gdy zobaczyła, jak obraz 3D demona zniknął, a lustro pokryła cienka warstwa kryształków lodu.
Oddech Rena zamarł w jego piersi, gdy zauważył jej przemianę z brudnego chłopca z ulicy w miękką, elastyczną skórę, czyste, jedwabiste włosy i ciało, które sprawiło, że żałował, iż nie jest mydłem. Wiedział, że jest piękna, ale znów jej nie docenił. Jego wzrok natychmiast skupił się na ręczniku, który był częściowo otwarty i odsłaniał zwróconą ku niemu stronę Lacey, zatrzymując się tuż przy jej sutku i gładkim wzgórku.
Szybko zmusił się do odwrócenia wzroku, podążając za jej spojrzeniem do lustra i zmarszczył brwi, widząc warstwę lodu, która się tam utworzyła. Lustro wybrało ten dokładny moment, aby rozbić się od niskiej temperatury, a jego dźwięk rozniósł się złowieszczym echem w nagłej ciszy.
Lacey wytrzeszczyła oczy, widząc podejrzliwe spojrzenie na twarzy Rena i szybko wymyśliła sposób na odwrócenie jego uwagi od lustra.
"Co ty sobie myślisz, do cholery, że wpadasz przez drzwi do łazienki, kiedy ja tu jestem, zboczeńcu?" krzyknęła na niego, prostując się i próbując poprawić swój przekręcony ręcznik.
"Myśleliśmy, że masz kłopoty," powiedziała łagodnie Gypsy zza jego pleców.
Lacey westchnęła dramatycznie: "Cóż, jak widzicie, nic mi nie jest. Myślałam, że zobaczyłam coś w lustrze, to wszystko. A teraz, jeśli nie macie nic przeciwko," i ponownie zatrzasnęła Renowi drzwi przed nosem. "Mówiłam Ci, że nie będziesz w stanie powstrzymać się od podglądania," zadrwiła z niego przez drzwi.
" Skoro tak twierdzisz," odparł Ren. "To nie ja krzyczałem na własne odbicie".
"Ren," upomniała go Gypsy, po czym zamknęła usta, widząc twardy, zdecydowany wyraz jego twarzy.
Lacey otworzyła usta, żeby coś odkrzyczeć, ale zdała sobie sprawę, że całkowicie straciła wątek. Wypowiedziała mu osobistą wojnę, ale nigdy nie mogła wymyślić niczego, co byłoby warte powiedzenia i co mogłoby go przebić.
"Cholera, jest niezły" - wyszeptała, po czym nerwowo spojrzała z powrotem w stronę lustra. Nie czując się już bezpiecznie, prędko zaczęła się ubierać.
Ren z uśmiechem przyjął jej komplement, ale nie trwało to długo, bo jego myśli wróciły do lustra i dziwnej formacji lodowej. Sprawił, że woda w rurach była zimna, ale nie miało to wpływu na lustro ani na nic innego w łazience. Nie.… jej krzyk był tak samo prawdziwy jak strach, który zobaczył na jej twarzy, gdy po raz pierwszy otworzył drzwi.
Chcąc dać Renowi więcej czasu sam na sam z Lacey, by rozpalić iskrę, o której mógł powiedzieć, że zdecydowanie jest, Nick spojrzał na godzinę w swoim telefonie komórkowym i wrócił do Gypsy: "Jesteś gotowa? Jest prawie dziewiąta."
Rozpromieniona Gypsy uśmiechnęła się do niego, ciesząc się na swój pierwszy dzień po powrocie do pracy. Była nieco bardziej niż ciekawa, jak poradzi sobie z wpuszczaniem nie-ludzkich klientów do sklepu, gdy ci zetkną się z jej barierką. Będzie też zabawnie, gdy ktoś, kogo zna od lat, spróbuje wejść, a nie będzie mógł... zdradzając się jako paranormalny. Tak więc... dzisiejszy dzień będzie bardzo pouczający.
"Cóż, to powinno okazać się interesujące. Cieszę się, że zwykli ludzie mogą wchodzić bez zaproszenia, bo inaczej musiałbym stać cały dzień przy drzwiach niczym naganiacz w Wal-Marcie. 'Dzień dobry, proszę wejść', zachichotała, wyciągając przed siebie rękę z zaproszeniem, co sprawiło, że Nick się uśmiechnął.
Gypsy spojrzała przez ramię na Rena: " Teraz zachowujcie się grzecznie". Zanim Ren zdążył powiedzieć cokolwiek, by ją powstrzymać, szybko ruszyła schodami w górę.
Nick miał ochotę skomentować, ale nie zrobił nic, gdyż Ren był już mocno speszony. Wsunąwszy ręce głębiej do kieszeni, podążył za Gypsy na górę, by móc postawić znak Halloween, który sam zrobił. Większość pomyślałaby, że to zwykła dekoracja, ale on wyraźnie mówił: "Wszyscy paranormalni muszą prosić o pozwolenie przed wejściem". Zamierzał umieścić go na drzwiach na wysokości oczu, żeby nie można było go nie zauważyć.
Ren potarł podbródek, wpatrując się w drzwi łazienki. Miał rację, sądząc, że Lacey miała na sobie mgiełkę maskującą jej prawdziwy zapach, kiedy włamała się tu zeszłej nocy. Teraz, kiedy zmyła to wszystko z siebie, czuł w końcu jak pachnie. Prawdopodobnie dzięki miłości do chorej kotki, która właśnie poszła za Gypsy na górę, otrzymał tę małą i przydatną moc. Czuł teraz jej strach, połączony z przyspieszonym oddechem, gdy w pośpiechu się ubierała. Znów go okłamała. Cokolwiek zobaczyła w lustrze, naprawdę ją przeraziło, a on doskonale zdawał sobie sprawę, że pytanie jej o to nie przyniesie nic dobrego. Wtedy właśnie zdecydował, że ma już dość.
Wyciągając komórkę, Ren odruchowo wybrał numer Storma, który odebrał w połowie pierwszego dzwonka.
"Zobaczę, czy uda mi się złapać dla ciebie Zacharego", powiedział Storm i nagle się rozłączył, zanim Ren zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie zdziwiło również Rena, gdy obaj mężczyźni natychmiast zjawili się w salonie Gypsy.
"Co do cholery Storm," narzekał Zachary, wkładając rozpiętą koszulę z powrotem do rozpiętych spodni. Miał zamiar porozmawiać z Wędrowcem Czasu na temat takiego wpadania do i wypadania z jego sypialni. Wystarczająco złe było to, że Nocny Jastrząb miał w zwyczaju wyczyniać takie małe wybryki. "Byłem właśnie czymś bardzo ważnym, jak zresztą dobrze widać, zajęty."
"To nie potrwa długo," powiedział Ren i uśmiechnął się przebiegle, wiedząc dokładnie, co Zachary miał na myśli. Znał poczucie humoru Storma na tyle dobrze, by wiedzieć, że dla Wędrowca w Czasie... wyczucie czasu było wszystkim.
Zdjął swoje przeciwsłoneczne okulary i wsunął je do kieszeni, wiedząc, że przez chwilę będzie musiał spojrzeć Lacey prosto w oczy, używając mocy Feniksa.
Rozdział 4
Lacey skończyła się ubierać, unikając lustra jak tylko mogła, cicho pomrukując. Dlaczego, do cholery, ten facet uparcie przychodził jej na ratunek... nic jej nie było, dziękuję bardzo. Jasne, miała swoje momenty, w których była przerażona, ale nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić. Irytacja opadła z niej, wiedząc, że teraz, gdy demony ją znalazły, nie będzie żyła wystarczająco długo, by się z nim pogodzić.
Zamknęła kufer i odstawiła go w kąt, po czym ruszyła w stronę drzwi starając się uniknąć odbicia w lustrze.
Uśmiech Rena stał się wręcz nikczemny, gdy klamka od drzwi zaczęła się obracać, a on sam teleportował się tuż przed nie. Nie pozwolił jej na zrobienie więcej niż jednego kroku, szybko wyciągnął rękę i pogładził ją po czole, jednocześnie drugą ręką obejmując tył jej głowy, by nie mogła się poruszyć.
Przechylając ją lekko do tyłu, pochylił się nad nią i połączył swoje rtęciowe spojrzenie z jej spojrzeniem.
Lacey rozchyliła wargi, by na niego krzyknąć, ale głos ją zawiódł, gdy zobaczyła ciemne płomienie wybuchające w jego pięknych srebrnych oczach. W jednej chwili, szczegółowe przebłyski minionego roku zaczęły przebijać się przez jej umysł tak szybko, że ledwo mogła za nimi nadążyć. Powódź emocji, która nastąpiła po tych wizjach, przytłoczyła ją.
Przerażona tym, co się działo, próbowała wyrwać się z ciasnego uścisku Rena, ale z powodu przeciążenia umysłu jej ciało zdrętwiało i nie mogła się ruszyć.
Ren trzymał Lacey nieruchomo, gdy mnóstwo wspomnień zalewało jego umysł, pozwalając mu widzieć wszystko, a nawet doświadczać niektórych emocji, które im towarzyszyły. To czysty upór powstrzymał go przed upadkiem na kolana. Chłonął wszystko, od momentu, gdy poznała Vincenta, aż do wizji istoty sięgającej po nią przez lustro w łazience.
Oddychał ciężko przez nos widząc intymne chwile między Vincentem a nią i poczuł niemal oślepiającą zazdrość zabarwioną nienawiścią do człowieka, który wpakował ją w tę niebezpieczną sytuację. Jak on śmiał dotykać ją tak delikatnie, po tym jak okazał takie lekceważenie dla jej życia?
Widząc wystarczająco dużo, Ren puścił ją z ostrym warknięciem, po którym natychmiast nastąpił głośny trzask, odbijający się echem w cichym pokoju. Jego głowa aż przekrzywiła się na bok, kiedy uderzyła dłonią prosto w jego twarz. Wiedział, że na to zasłużył, ale nie było mowy, żeby kiedykolwiek przeprosił za inwazję.
"Jak śmiesz mi to robić, ty dupku," Lacey po cichu wściekała się. Widząc, jak ciemne płomienie powoli znikają z jego srebrnych oczu, wiedziała bez wątpienia, że oglądał wspomnienia razem z nią. "Za kogo ty się do cholery uważasz, że wdzierasz się tak w moje prywatne myśli?".
" Właśnie, to jest reakcja, którą zwykle dostaję," powiedział Zachary z szerokim uśmiechem na twarzy.
Lacey zerknęła na Rena, by zobaczyć, kto się odezwał, ale zdołała jedynie uchwycić przelotne spojrzenie dwóch obcych mężczyzn, którzy rozpłynęli się w powietrzu.
"Dlaczego?" Lacey domagała się wyjaśnień, całkowicie odrzucając fakt, że właśnie widziała, jak ktoś teleportował się stamtąd, jakby został przesłany prosto z powrotem na okręt bazowy. To nie drażniło jej w połowie tak bardzo jak fakt, że człowiek stojący przed nią właśnie wykradł wszystkie jej sekrety. "I ty masz czelność nazywać mnie złodziejem?"
Ren spojrzał na nią ze stoickim wyrazem twarzy: "Inaczej nic byś mi nie powiedziała, a jeśli dobrze pamiętasz... byłem na tyle miły, że pytałem kilka razy. Nie pozostawiłaś mi wyboru, musiałem wezwać bardzo potężnego przyjaciela, aby pomógł mi uzyskać odpowiedzi, których potrzebowałem. I dobrze, że tak zrobiłem, bo jesteś w niezłych tarapatach."
" To moje kłopoty, a nie twoje," odparła Lacey.
Ren pochylił się bliżej niej i uśmiechnął, gdy oparła się o framugę drzwi. "Dla twojej informacji, nie każdy tutaj jest złym facetem i może nawet będzie w stanie pomóc ci wyjść z tego bałaganu, w którym się znalazłaś." Podniósł ciemną brew przed wsunięciem okularów przeciwsłonecznych z powrotem na oczy.
"Przepraszam, że jestem trochę niepewna, jeśli chodzi o zaufanie do ludzi w tej chwili... zwłaszcza do innego demona," powiedziała Lacey życząc sobie, żeby zdjął okulary przeciwsłoneczne. "Z pewnością możesz zrozumieć, dlaczego."
"Zdradzę ci jeden z moich sekretów, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej," zaproponował cichutko Ren. "Jestem człowiekiem, ale mam zdolność do... kopiowania... przejmowania cech innych paranormalnych, tak długo jak znajdują się w zasięgu mojego sukkuba."
Lacey zmarszczyła brwi, "Sukkub? Myślałam, że sukkub jest kobietą... w zasadzie wiem, że są kobietami. Czy to nie czyni cię inkubem?"
Ren potrząsnął głową, "Nie jestem prawdziwym sukkubem, po prostu tak to zawsze nazywałem, biorąc pod uwagę, że potrafię wyssać każdą moc z powietrza, kiedy tylko znajdę się w pobliżu kogoś, kto ma jej wystarczająco dużo, abym mógł jej użyć. I to też nie jest z wyboru... to się dzieje, czy tego chcę czy nie. Jeśli jestem w pobliżu więcej niż jednego paranormalnego, wtedy dostaję więcej niż jeden rodzaj mocy."
"Więc jesteś złodziejem," zauważyła Lacey z zadowolonym uśmiechem.
Ren uśmiechnął się tak samo jak ona i szybko skorygował jej przypuszczenia: "Nie mogę odebrać im mocy, ale mogę im dorównać, co jest bardzo przydatne, gdy przyjdzie mi walczyć z jednym z nich."
"Jeśli nie wiesz, czym naprawdę jesteś, to skąd wiesz, że nie jesteś demonem lub przynajmniej pół-rasą?" zapytała teraz zaciekawiona.
"Ponieważ krew demona jest czarna," odpowiedział Ren przypominając sobie sposób, w jaki Vincent zdobył jej zaufanie. Zerknął w dół na ostro wyglądający otwieracz do listów na biurku Gypsy. Podniósł go, przeciął nim dłoń i pozwolił jej zobaczyć karmazynowy kolor, który zdążył pojawić się na ranie na kilka sekund przed jej zagojeniem.
Mięśnie brzucha Lacey zacisnęły się, gdy wydał cichy pomruk z zadanej sobie rany. Szybko spojrzała na jego twarz, czując, jak ogarnia ją poczucie winy za to, że doprowadziła do tego, że zrobił to tylko po to, by udowodnić jej, że nie kłamie. W pewnym sensie przypominał jej Vincenta... człowieka, który jednak nie był nim.
"Jak widzisz... krwawię bardzo dobrze i jest czerwone." Ren rzucił otwieracz z powrotem na biurko. "Jestem całkowicie ludzki, dopóki w pobliżu są tylko ludzie..., ale tak się składa, że w Los Angeles trwa wojna demonów. To miejsce jest obecnie pełne demonów i innych paranormalnych istot. Wiem nawet o kilku Bogach, którzy kręcą się w pobliżu. Moje moce zmieniają się, gdy oni wszyscy wchodzą i wychodzą z mojego zasięgu."
"Dlaczego mi to mówisz?" zapytała Lacey wiedząc, że to było coś, co powinien zawsze trzymać w tajemnicy... ona by tak zrobiła.
"Potraktuj to jako pokutę za wymuszenie od ciebie prawdy poprzez wyrwanie jej z twoich wspomnień. Przykro mi, że do tego doszło," powiedział Ren szczerze. "Mam swoje momenty bycia niezłym draniem, ale wiedz jedno... Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by cię chronić, jeśli mi na to pozwolisz. To znaczy, że jeśli następnym razem coś wyjdzie do ciebie z lustra, nie kłam... tylko głośno mnie wołaj". Lacey zamrugała, gdy powiedział "głośno mnie wołaj", a jej myśli dotarły głęboko do jej świadomości. "Nie możesz teraz czytać w moich myślach, prawda?" zapytała szybko, czując, jak ciepło uderza jej do policzków.
Ren zmarszczył brwi i próbował usłyszeć, o czym myśli, ale jedyne, co do niego docierało, to cisza.... Wtedy dotarło do niego, że ma więcej niż jedno znamię na ciele. Zobaczył je, gdy prawie zgubiła ręcznik w łazience. To sprawiło, że zaczął się zastanawiać, jakie jeszcze tajemnice skrywa.
"Mały symbol, który jest wytatuowany tuż pod twoją lewą piersią, jest w rzeczywistości barierą, która powstrzymuje innych przed czytaniem w twoich myślach" - powiedział teraz, wiedząc, dlaczego mógł usłyszeć Nicka bez próbowania, ale nie mógł usłyszeć jej, nawet gdy tak bardzo się koncentrował.
Lacey czuła, jak ciepło wzbiera w jej policzkach, gdy wpatrywała się w niego, nie mogąc zdecydować, czy jest podniecona, czy wkurzona. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, na czym skupiła się jego uwaga, kiedy po raz pierwszy wpadł do łazienki. Mogłaby przysiąc, że widziała srebro jego oczu jarzące się przez okulary przeciwsłoneczne i odwróciła wzrok, gdy jej serce zaczęło bić szybciej.
"Cóż... miło słyszeć, że tatuaż znak działa," powiedziała z poważną miną, po czym odwróciła się, by zabrać kufer z łazienki. Niedługo będzie martwa, ale jej ubrania wciąż musiały zostać powieszone, a poza tym, nie mogła po prostu stać tam i gapić się na niego cały dzień... to ją podniecało.
Nie mogąc usłyszeć nic więcej, Nick odsunął się od szczytu schodów i podążył w stronę głównej części sklepu. Uśmiechnął się i pokazał Gypsy kciuk w górę, sprawiając, że młoda kobieta uśmiechnęła się do niego z sympatią.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, licząc ilu klientów kręci się po sali. Jak dotąd było ich pięciu i żadnego z nich nie musiała sprawdzać przed wpuszczeniem do środka. Nie spuszczał wzroku z liderki lokalnej grupy Wicca, która podeszła do Gypsy, chcąc dowiedzieć się, czy przesyłka, którą zamówiła w zeszłym tygodniu, już dotarła.
Gypsy schowała się na zaplecze, a on ruszył za nią na wypadek, gdyby coś z tego zamówienia okazało się ciężkie. Zatrzymał go jednak dźwięk dzwonka zamontowanego nad drzwiami. Jego szósty zmysł był znacznie wyższy niż u normalnego człowieka. Nick powstrzymał się od wydania z siebie zduszonego warknięcia, gdy zauważył demony stojące tuż za drzwiami.
Obaj wyglądali na byłych wojskowych, z ich przystrzyżonymi włosami i surowym wyrazem twarzy, ale Nick ostatnio stał się profesjonalistą w rozpoznawaniu demonów. Podobnie jak w przypadku bezdusznych wampirów, ich zapach zawsze je zdradzał.
Bardzo przystojny młody mężczyzna stanął między nimi na chwilę i wszedł do sklepu, jednak po chwili zatrzymał się. Spojrzał przez ramię na swoich dwóch towarzyszy, którzy wciąż stali przed wejściem do sklepu z głowami w dół i widząc ich wzburzenie miał wielką ochotę się roześmiać.
Kiedy obaj spojrzeli na niego oskarżycielsko, uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami: "Przepraszam, chłopaki." Wiedział, że zdawali sobie sprawę, że nie jest mu ani trochę przykro, sądząc po sposobie, w jaki na niego patrzyli, ale nie obchodziło go to, co myśleli. "Wygląda na to, że w końcu będę musiał to zrobić sam."
Nie zważając na nich, odwrócił się i rozejrzał po sklepie w poszukiwaniu starego dziadka lub wnuczki, z którą przyszedł się zobaczyć.
Nick wyprostował się i wsunął rękę do głębokiej kieszeni swojego prochowca, w której wycięto podszewkę, dając mu łatwy dostęp do innych rzeczy wszytych w skórę. Miał mały arsenał broni, której nie zawahałby się użyć, przedmioty, których mógłby użyć na wrogu bez zwracania na siebie uwagi innych klientów.
Podążał za mężczyzną, gdy ten szedł w stronę lady i zauważył, że nie patrzył na nic innego w sklepie. Nick miał przeczucie, że nieznajomy nie był tu jako klient, a jego demoniczne psy stróżujące, które obserwowały go teraz przez okno, nie były dobrym znakiem dla pierwszego dnia działalności Gypsy.
Nieznajomy wpatrywał się z zaciekawieniem w Gypsy, gdy ta wychodziła z zaplecza z pudełkiem i podchodziła do drugiej lady, gdzie czekała na nią kobieta.
Nick stanął pomiędzy Gypsy a dziwnym mężczyzną, który ją obserwował. "W czym mogę pomóc?"
Mężczyzna obrzucił go spojrzeniem ze znudzonym wyrazem twarzy sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyjął formalnie wyglądającą kopertę. "Jestem tylko posłańcem i nie mam złych zamiarów. Mam zaproszenie dla właściciela tego lokalu." Niechętnie odpowiedział bramkarzowi, ale nie dał się tak łatwo zastraszyć.
Nick sięgnął po kopertę, ale mężczyzna odciągnął ją, wkładając z powrotem do marynarki.
"Do rąk własnych" - poinformował go nieznajomy z brytyjskim akcentem i uniesieniem eleganckiej brwi.
Nick wziął głęboki wdech, ale wyczuł tylko zapach człowieka. Odwrócił się i oparł o ladę, spoglądając na dwa demony wpatrujące się w nieznajomego swoimi ciemnymi oczami.
" Masz bardzo dziwne towarzystwo jak na człowieka" - skomentował Nick, nie oczekując odpowiedzi i nie doczekał się jej.
Gypsy spojrzała w stronę okna i zobaczyła dwóch mężczyzn, którzy zamiast wejść do sklepu, wpatrywali się w niego. Natychmiast rozejrzała się za Nickiem i znalazła go z mężczyzną, którego nigdy wcześniej nie widziała.
Mężczyzna miał czarne, jedwabiste włosy, lekko falujące, ledwo sięgające ramion i gruby złoty kolczyk w jednym uchu. Jego opalone policzki były gładkie, wąsy oraz broda dokładnie i designersko przystrzyżone tak, że stanowiły obramowanie idealnych ust. Perfekcja nie kończyła się na tym, zauważyła też długie ciemne rzęsy, które otaczały ciemnobrązowe oczy, będące personą oczu sypialni.
Nie miała wątpliwości, że mógłby uwieść każdą kobietę, która stanęłaby mu na drodze, bez większego wysiłku. Tak, facet był niesamowity i jeśli ostatnie kilka dni czegoś ją nauczyły, to tego, że normalni ludzie nigdy nie wyglądali tak dobrze. Ta wiedza sprawiła, że zdenerwowała się, gdy usiłowała pospiesznie załatwić sprawę zakupu tej kobiety.
Gypsy bardzo się zdenerwowała, spojrzała przez ladę na ładną dziewczynę, która zawsze wydawała tak dużo pieniędzy w jej sklepie, po czym westchnęła z wdzięcznością, gdy wręczono jej duży zwitek gotówki i kazano zatrzymać resztę.
Gypsy uśmiechnęła się, po czym zauważyła, że wśród gotówki znajduje się lista drogich, trudnych do znalezienia przedmiotów zapisanych na kartce papieru. Zerknęła na drugą kobietę, zdając sobie sprawę, że musi ona wiedzieć o nagłym napływie demonów, skoro składa tak dziwne prośby, ale nie miała teraz czasu, by o tym dyskutować.
Gypsy skinęła głową, jakby po prostu zamówiła pudełko czekoladek.
Gdy klientka odeszła z pudełkiem wątpliwych przedmiotów, Gypsy zerknęła w stronę Nicka, widząc, że dwaj mężczyźni stoją naprzeciwko siebie i patrząc na siebie, oceniają się nawzajem.
"W czym mogę pomóc?" zapytała Gypsy podchodząc z drugiej strony lady.
Nieznajomy odwrócił się od Nicka z uśmiechem, "Mam nadzieję, że tak. Czy przypadkiem nie ma tu dzisiaj tego starego pryka, który prowadzi ten sklep?".
Uprzejmy uśmiech Gypsy osłabł, ale już nie raz odpowiadała na to pytanie, odkąd przejęła sklep. "Przykro mi, ale zmarł nieco ponad miesiąc temu. Obserwowała, jak cichy smutek wkradł się do oczu mężczyzny i to ją uspokoiło. Z taką reakcją, na pewno nie był tu po to, by sprawiać kłopoty.
"To może jego wnuczka jest dostępna?" - zapytał spokojnie mężczyzna.
"Jestem jego wnuczką. Czy jest coś, w czym mogę panu pomóc?" zapytała uprzejmie Gypsy.
Mężczyzna zmarszczył lekko brwi w zakłopotaniu, ale szybko ukrył to uprzejmym uśmiechem, "Może. Powiedziano mi, żebym przekazał to właścicielowi." Wysunął kopertę z kieszeni tak, że mogła zobaczyć jej brzeg. Mając obok siebie Pana Szybkiego Rysia, nie był pewien, czy nie zostanie ona wyrwana.
"Jestem współwłaścicielką" - powiedziała Gypsy z dumą, teraz, gdy Lacey wróciła.
Mężczyzna wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, ale w końcu położył kopertę na szklanej powierzchni i popchnął ją w jej stronę.
Zanim Gypsy zdążyła po nią sięgnąć, Nick błyskawicznym refleksem przechwycił kopertę i otworzył tylną klapkę. Przeskanował grubą kartkę papieru w złotym liście, zanim ponownie spojrzał na nieznajomego. Mężczyzna tylko wpatrywał się w niego, jakby był znudzony.
Gypsy skrzywiła się na nadmierną opiekuńczość Nicka, ale kamienny wyraz jego twarzy powstrzymał ją od zażądania koperty. Zważywszy na to, co się tutaj działo, z tego, co wiedziała, wynikało, że jest to groźba śmierci, choć musiała przyznać, że była cholernie ciekawa.
Nick przeszedł na drugą stronę lady, gdzie stała Gypsy i wyjął spod koszuli kaliber 9 mm. Trzymał broń nisko, tak by nikt inny w pomieszczeniu nie mógł zobaczyć wymiany zdań za ladą, z wyjątkiem mężczyzny stojącego bezpośrednio po jej drugiej stronie. Bicie serca mężczyzny było równomierne, podobnie jak jego oddech, więc Nick uznał, że nie stanowi on większego zagrożenia, ale chciał, żeby Gypsy miała się na wszelki wypadek na baczności.
"Zaraz wracam. Nie zapraszaj nikogo do sklepu, gdy mnie nie będzie i zastrzel go, jeśli będzie zbyt blisko", głos Nicka posiadał nutę ostrzeżenia, patrząc na tego drugiego mężczyznę.
"Co," Gypsy zapytała zszokowanym szeptem i spojrzała na Nicka, jakby stracił rozum. "Co jest napisane w tym liście?"
"To tylko zaproszenie, ale mam przeczucie, że zainteresuje Rena. Wyjaśnię Ci, gdy tylko to przejrzy," odpowiedział Nick i skierował się w stronę zaplecza.
Gypsy przeniosła wzrok z powrotem na stojącego przed nią mężczyznę i zapytała cicho: "Co to za zaproszenie?".
Trzymała pistolet za ladą, ale nie spuszczała go z oka. Nie mogła się powstrzymać, ale zarumieniła się, wiedząc, że gdyby teraz pociągnęła za spust, kula trafiłaby go w miejsce, którego żaden mężczyzna nie chciałby zranić. Miała nadzieję, że weźmie to pod uwagę i nie spróbuje niczego głupiego.
"Na cholernie ważną aukcję" - odpowiedział mężczyzna z seksownym uśmiechem.
Oczy Gypsy rozbłysły, gdy usłyszała słowo "aukcja", ale zaraz potem zmarszczyła brwi, zastanawiając się, dlaczego Nick sądzi, że Ren miałby chcieć zobaczyć zaproszenie na aukcję, nawet jeśli byłaby to aukcja podziemna. To nie był pierwszy raz, kiedy dostała zaproszenie przez posłańca.
"Jak ważna?", zapytała całkowicie zaintrygowana.
"Jeśli mogę najpierw zadać pytanie," zapytał mężczyzna. "Czy jest Pani przypadkiem spokrewniona z Lacey?".
Usta Gypsy rozchyliły się, a ona instynktownie zacisnęła mocniej chwyt na broni i cofnęła się o krok, rozumiejąc teraz, dlaczego Nick wziął zaproszenie do Rena.
Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech, ale nie odpowiedział.
Ren spojrzał w stronę otwartych drzwi do bunkra, gdy usłyszał kroki Nicka, który prawie zbiegał po schodach. Patrzył, jak Jaguar przeskakuje ostatnich kilka stopni, ściskając w dłoniach kopertę, wyszedł mu więc naprzeciw.
"Nie zadawaj pytań, po prostu czytaj" - powiedział pośpiesznie Nick, wręczając Renowi kopertę.
Ren wyjął zaproszenie i dokładnie je przeczytał. Mięśnie w jego szczęce napięły się, gdy walczył z chęcią zgniecenia papieru. Jego ciało jednak rozluźniło się, gdy nagle zmienił zdanie i zerknął przez ramię na Lacey, która przyglądała im się uważnie.
"Wygląda na to, że idziemy na aukcję," poinformował ją Ren.
"Aukcję," powtórzyła Lacey, opierając się z powrotem na sofie i udając, że myśli o tym przez jakieś dwie sekundy, zanim go odrzuciła. "Nie jestem w nastroju, więc nie dziękuję".
"Nie masz zbyt wielkiego wyboru," stwierdził Ren patrząc z powrotem na zaproszenie. "Wygląda na to, że głównym przedmiotem aukcji jest naznaczona dusza, a cena wywoławcza za tę naznaczoną duszę to orb duszy. Aukcja odbędzie się dziś o północy... niedaleko stąd."
Już wyczuwał, jak wzbiera w niej strach, ale nie miał zamiaru narażać jej na niebezpieczeństwo. Jej rola w złodziejskim kręgu zakończy się dziś wieczorem... dopilnuje tego.
Lacey miała wrażenie, że chodzi na gumowych nogach, kiedy zbliżała się do Rena po ofiarowany jej kawałek papieru. Jej wzrok od razu przykuł symbol na dole, gdzie normalnie znajdowałby się podpis, a serce ze strachu zatopiło się w dole brzucha. Szybko podniosła wzrok i zerknęła na słowa.
"Cóż, do diabła z tym. Jeśli nie opuszczę tego budynku, to oni stracą swój główny przedmiot i ich mała aukcja okaże się klapą" - powiedziała Lacey, oddając papier Renowi. "Widzisz tę pieczęć na dole? To pieczęć pierścienia, tego, dla którego pracowałam. Jeśli pójdę na tę aukcję... zabiją mnie."
"Lacey," powiedział Ren spokojnie, wiedząc, że w tej chwili jest totalnie przerażona. "Jeśli są tak blisko, to znaczy, że już wiedzą, gdzie jesteś. Nie możesz ukrywać się tutaj na zawsze. Poza tym, wygląda na to, że mamy coś, czego chcą."
"Tak... mnie," powiedziała Lacey nie przejmując się ukrywaniem strachu w jej głosie. "Już wiem, że mnie zabiją, ale to nie znaczy, że mam im to ułatwiać".
Nick odwrócił się i ruszył z powrotem w górę schodów, nie chcąc zostawiać Gypsy samej na zbyt długo z nieznajomym. Nie oglądając się za siebie powiedział im: "Kiedy zdecydujecie, co zamierzacie zrobić, na górze jest Brytyjczyk, który czeka na odpowiedź, a dwa demony czekają na niego na zewnątrz sklepu."
Ren przeniósł wzrok na Lacey, kiedy usłyszał, jak jej serce nagle zaczyna bić szybciej, a ona sama wystartowała za Nickiem po schodach. Jego wyraz twarzy i myśli nabrały ciemnego odcienia. Lepiej, żeby ten nieznajomy nie był tym brytyjskim draniem, który wpakował ją w te wszystkie kłopoty.
Lacey weszła do głównego pomieszczenia zaledwie kilka sekund po Nicku. Jej usta rozchyliły się widząc Vincenta spokojnie stojącego i patrzącego na Gypsy zza lady. Jej wzrok skierował się w dół prosto na broń w ręku Gypsy. Chciała zaśmiać się z bezużyteczności tej groźby, ale powstrzymała się, wiedząc, że tylko ona zrozumie ten żart.
Vincent odwrócił głowę i skierował swój wzrok na dziewczynę, której szukał. Odetchnął, zdając sobie sprawę, że tęsknił za nią bardziej niż przypuszczał.
W ciągu kilku sekund Lacey miała ramiona owinięte wokół talii Vincenta, a twarz wciśniętą w jego klatkę piersiową.
Odwzajemnił jej uścisk i powstrzymał się od spojrzenia na demony na zewnątrz, wiedząc, że już ją widziały, choć obrócił ją tak, by zasłonić ich cholerny widok.
Gypsy zamrugała na to czułe spotkanie i z wdzięcznością opuściła broń. Nie mógł być zły, biorąc pod uwagę sposób, w jaki jego oczy złagodniały, gdy tylko zobaczył Lacey. Oddała pistolet Nickowi, gdy ten dołączył do niej za ladą. Wtedy pewien klient podszedł i zadał jej pytanie, a ona spojrzała na Nicka, nie będąc pewna, czy powinna z nim wyjść.
"Słyszę, że Ren nadchodzi, więc możesz się uspokoić, zajmiemy się tym," powiedział Nick, zapewniając ją, że nie ma nic przeciwko, jeśli będzie musiała zająć się swoimi sprawami.
Kiwnąwszy głową, Gypsy przemknęła obok Nicka i rzuciła Renowi szerokie spojrzenie, gdy zauważyła wściekły wyraz jego twarzy. Patrzyła, jak rzuca demonom mroczne spojrzenie, po czym odrzuca je całkowicie i kieruje swoją uwagę w stronę lady.
"Idź i miej oko na to, kogo Gypsy zaprasza do tego miejsca. Zostaw to mnie," zażądał Ren, podchodząc do Nicka.
Nick poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po kręgosłupie i szybko skierował się w stronę frontu sklepu. Nawet Jaguar w nim był zadowolony, że to nie on trzyma teraz Lacey w ramionach. Ren grał nieczysto, gdy chodziło o rywalizację o Gypsy, ale miał przeczucie, że to było nic w porównaniu z piekłem, jakie czekało tego Brytyjczyka.
Vincent podniósł wzrok, widząc onieśmielająco wyglądającego mężczyznę, który zbliżał się do nich szybkim, gniewnym krokiem. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył, był sposób, w jaki mężczyzna nie patrzył na niego... patrzył w dół, na plecy Lacey, gdzie jego ramiona były bezpiecznie owinięte wokół niej.
Może i nie miał żadnych nadprzyrodzonych mocy, ale po przeżyciu tylu wieków, potrafił dostrzec zazdrosnego mężczyznę na milę. Vincent uśmiechnął się wewnętrznie, zastanawiając się, co Lacey myśli o tym związku..., jeśli w ogóle taki istniał. Przez ostatni rok był jedynym mężczyzną, który ją dotykał, a nie byli rozdzieleni na tyle długo, by mogła oddać się innemu kochankowi. Była na to zbyt wybredna.
Ze zirytowanym uśmiechem na ustach, Vincent zacisnął nieco swój uścisk, by sprawdzić, czy drugi mężczyzna się sprzeciwi. W końcu... jego ulubionym hobby było wkurzanie ludzi.
Znał swoją małą partnerkę w zbrodni na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej pojęcie obsesji i posiadania było zarezerwowane tylko dla drobiazgów, które mieli w zwyczaju kraść... a nie dla płci przeciwnej. To była jedna z rzeczy, które mu się w niej podobały, fakt, że oboje preferowali klauzulę "bez zobowiązań".
Wiedząc, że nie może po prostu odciągnąć jej od tego drugiego mężczyzny, Ren zdecydował się zatrzymać niecałe trzy metry za Lacey. Już i tak nie lubił tego idioty, ale był na tyle sprytny, by powstrzymać impuls do uduszenia Vincenta, żeby móc usłyszeć, po co ten człowiek sprowadził tu demony.
Ren wsunął prawą rękę w prochowiec, by ukryć fakt, że zaciskał ją w pięść tak mocno, aż czuł, jak paznokcie boleśnie wżynają mu się w dłoń. Jeśli Vincent myślał, że zabierze Lacey z powrotem do tego demonicznego cyrku, który nazywali złodziejskim ringiem, to z pewnością Ren zamierza zapewnić gnojkowi coś o wiele bardziej bolesnego do przemyślenia.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=65971454) на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.